poniedziałek, 29 grudnia 2014

przejęzycknienie


od zimy dostałam różyczki
na szybach i taniej i taniej opryszczki
mam rtęć na gorączkę i boję
się gdybać bo fal start wybije nas wszystkich


sobota, 27 grudnia 2014

*** (skłam mnie błędnym kołem...)


skłam mnie błędnym kołem
ubliźnij dotykiem
zwilcz niezapisane
podskórnym uchwytem

papilarną mapą
Nigdylandii zmaluj
prężystość izohien
i innych wrót raju


niedziela, 21 grudnia 2014

re.inkarnacja: wybierz anagnoryzm


spójrz na siebie. spójrz za mnie. co widzisz?
co czujesz? zamknij
skrzydła na obcym spojrzeniu, otwórz
oczy pod innym szyldem i ciem
mniejszą gwiazdą. w nagłym rozpo-
starciu zimna, które przechodzi


główną arterią.


piję kompot węgielkowy


odległości między oczami
a podłogą są gigantyczne. antyczne
kolumny, z których każda –
– drży. rżysko porasta już spełnione
myśli, przetestowane empirycznie
uczynki. kie imperium
rozrosło się na rabacie, teraz tylko
podlewać, pielić, przycinać.


nać dymu nie nadaje się do (zw)iedzenia.


***


w bólach najbardziej lubię
ostro kłujące ule–
wy, którzy nigdy nie dotykaliście
językiem ostrokrzewu, przełykacie
ś(li)nienie się klonów, łzawienie zła,
jakie zaspokaja waszą potrzebę
podania wam wszystkiego na papierze
lustra, was
stawiam pod znakiem zapytania, jak bezpośrednie
linki –

wieszający się (wolno) komputer


sobota, 20 grudnia 2014

historys


kochałeś mój obraz
jako kobieta – później odkochałeś się
w image'u i w kobiecości – został
ziąb lustra
którym leczysz guzy
pamięci krótkoterminalowej
i mojej


piątek, 19 grudnia 2014

(niepokój gościnny)


każdy człowiek ma coś,
co z nim dzielę – to trudniejsze do zniesienia
niż zakazy zabójstwa, kazirodztwa i kanibalizmu
razem wzięte i oddane
w Sztuce. bo czym jest to
coś, i czy jest miłością, czy jest
nienawiścią? i czemu
nie przestaje – ?


(przy)jaźnie


a więc dorosłość polega na przeżyciu
tamtego odrętwiałego dziecka
gwiazd i ładunków serconośnych
(kup mi normalność w pigułce anty-
-koncepcyjnej kup dwuznaczki
z beczki


soli!)


czwartek, 18 grudnia 2014

miasteczko Milam*


Ulica G(ł)ówna wygląda
zza sztachet jakby
przeciekały (e)krany
odtykowe. Ulica (Pery)Feryjna
ma za to zamiast domów same
nieaktualne kalendarze
(chcesz się dowiedzieć, kto
mieszka pod jedynką? musisz się urodzić
dziewięć kartek wstecz, przedtem umrzeć
jak(o) kot). Po skrzyżowaniu ulic
chodzi tylko wiatr-


rak.





__________________________________________________

* Milam - bardo (stan między wcieleniami) doświadczane również w tym życiu w czasie procesu śnienia i marzeń sennych.


podobno umrę zanim znajdę rym do nasypu


moje życie toczy się
jak superekspres, ale nie po
kolei. coś
otwiera we mnie ciasny
przedział dla niepalących
za sobą mostów, ale kto wie? i kto wie-
rzy Wierze? na wszelki wypadek
zaraz mnie namierzy konduktor


żałobny.


środa, 17 grudnia 2014

na choince


pierwszy raz miałeś imię dziewczyny
lniane imię
nie wiedziałam (po) co rosną za( )czyny
ani – co czynię


później powoli
pod obrusem – pierwszy promyk siana
prawda nas wyzwoli
ale wcześniej zapłonie (do) rana


niedziela, 14 grudnia 2014

***


dawno nie milczałam o tobie czarnym znikąd-
pisem nocy. wy-
rodziłaś się tego dnia, co
pewna Magdalena, pewnie –
stąd wrażenie, że jesteś z mojego
wyrocznika. i że masz w oczach jagody –
ja-gody. ja-głód.


sobota, 13 grudnia 2014

*** (znam czas...)


znam czas gdy mnie w ostrokół wpisywałeś
i słowa których nigdy nie przeczytasz
jasność gdy nów chciał zmierzch( tk)ać gdzieś nad ranem
los co w nas pragnie a wcale nie pyta


o granat w twojej przestronnej kieszeni
w której się tłukło serce wiatrołomu
choć żaden powiew nigdy cię nie zmienił
śnisz czasem że w niej nosisz klucz do domu


piątek, 12 grudnia 2014

Zima Mariny


serce wykrwawiło się w mig
jednak wcale nie umarłam
żyję z sercem białym jak śnieg
(t)len mi podchodzi do gardła


wstrzymaj go w tępej wędrówce
do prze-psze-NICznego nieba
wpuść kryształ w czas(z)ną tęczówkę
– (mi)nut nie ran słońca trzeba –



środa, 10 grudnia 2014

Dariusz Kosmalski (Wiolin) – Marzyciel Słów



         Przychodzę do wierszy Dariusza Kosmalskiego jako po trosze profanka. Przychodzę, by po zabieganym, pełnym konkretów i zdecydowanie „odmagicznionym” dniu, wspólnie z autorem zastanawiać się, jak jawę wystrychnąć na dudka. Zaczynam śledzić „ptasią” frazeologię, z przejęciem odnotowuję rude ząbkowanie rydzów, wezbrane na łąkach motyle, jaskółkę na dobranoc, zastanawiam się, dlaczego nie słychać śpiewu kwiatów, a drzewa boją się umierać. I już wiem, że mam do czynienia z Marzycielem Słów* – kimś, kto, zgodnie ze słowami Gastona Bachelarda, „dosięga człowieka nowym słowem, słowem, które nie ogranicza się do wyrażania idei lub wrażeń, ale które usiłuje zapewnić sobie przyszłość. (…) Obraz poetycki, w swej nowości, otwiera przyszłość języka”. To dlatego, czytając teksty Kosmalskiego, ma się poczucie obcowania z żywą mitologią (w przeciwieństwie do „mitologii wykrwawionej”, jak F. W. Schelling** nazywa całość będącego w użyciu systemu językowego).

         Jak na mitologię przystało, twórczość Wiolina również ma swoją Arkadię: wiejskie, sielskie (chociaż nie do końca) dzieciństwo autora, do którego można wrócić z pajdą nieba w garści, a także – mityczny czas teraźniejszy, nieraz ulotny i jakby „zdawkowy” (pory roku przechadzają się jak turystki), kiedy indziej pędzący (czas goni / nie ma dokąd uciekać) lub wlekący się w nieskończoność (zegar z moich snów od dawna nie chodzi / pewnie zbiera na buty). A przecież poeta wie, że tylko chwilą szczęścia zdoła świt przymierzyć – to ona, moment „spełnionej tęsknoty”, potrafi sprawić, że na zegarze dochodzi lato. Jednymi z najpiękniejszych liryków Wiolina są właśnie erotyki i/lub wiersze miłosne, jak np.:


bezbrzeżnie

umiesz we mnie wpłynąć
czekam tylko kiedy się
rozrzecznisz
rozmorzysz
zoceanisz

chcę być twoim źródłem


         Powyższy cytat dobrze obrazuje co najmniej dwa wymiary oryginalności dzieła poety: niezwykłe, wieloznaczne słowotwórstwo (rozmorzyć pochodzi od „morza”, ale czyż nie jest jednocześnie, konotującym [od]zyskanie przytomności, przeciwieństwem „zmożenia”?) i urzekający, wymowny liryzm. Inną cechą twórczości Dariusza Kosmalskiego jest nieprzegadanie i ujmująca prostota; powiedziałabym nawet – „ujmująca niedoskonałość”. Jakby poeta chciał nam powiedzieć, że nie boi się słabości, uciekania z dni w niedotwarzy, wie bowiem, że moment zwątpienia potrwa tylko nim czas odnajdzie stały ląd i chwila na powrót stanie się jedną z tych całowiecznych.

         Za inny ważny wyznacznik wierszy Kosmalskiego można uznać częste stosowanie metonimii, w szczególności „narzędzia lub wykonawcy czynności zamiast czynności” (np. dłoniom nie było końca; zmów mnie o ciszy). Środek ten pomaga ukonkretnić i zarazem uczłowieczyć wymowę utworów. Cytaty powyżej ukazują też jeszcze inny aspekt twórczości Wiolina – wymiar religijny. Rzuca się w oczy wytrwałe poszukiwanie przez podmiot liryczny duchowości. Dążność ta wyrasta nie z dogmatyzmu (bliższe pe-elowi jest agnostyczne przekonanie, iż nikt nie odgadnie jaki Bóg istnieje), a z przekonania, że jesteśmy


biedniejsi o każdą ciszę
spędzoną przy stole


dlatego warto


szukać światła
choćby jego blizny


         Tym, którzy nie zetknęli się jeszcze z poezją Dariusza Kosmalskiego, gorąco polecam jego wiersze, przede wszystkim – wspaniały tomik „bez reszty” autora świerszczom układającego muzykę








________________________________________________________________________________

* Gaston Bachelard, „Poetyka marzenia”;
** F. W. Schelling, „Wprowadzenie do filozofii mitologii”



piątek, 5 grudnia 2014

przyjaciel z budy


podobno ładnie pachnę.
więcej Wy,
szczerzonych zębów nie
pamiętam. niemniej
węszysz dokoła, kiedy
szukasz kości,
znajdujesz


kalekość.


środa, 3 grudnia 2014

wstań, już widmo


patrzyła, jak inni przeczekują w lustrze
swoje samobójstwa – ona chodziła tam tylko
spać. ssać. do bólu,
świata i innych stanów
niezjednoczonych w widzeniu.


wtorek, 2 grudnia 2014

Chaos i inne piętra Kai Kowalewskiej


      „Chaos i inne piętra” to debiutancki tomik wierszy Kai Kowalewskiej – z wykształcenia filologa polskiego i psychologa, wykonującej zawód recenzenta filmowego i dziennikarza internetowego. Okładka zbioru, ukazująca klimatyczne wnętrze klatki schodowej w starej kamienicy, emanując przytulnością i tajemniczością, zachęca do zagłębienia się w jej świat.

      Kluczowym dla zrozumienia „Chaosu...” wydaje się pojęcie przestrzeni: świat przedstawiony sytuuje się na przecięciu tej zewnętrznej – od-/zwiedzanej, urządzanej, oswajanej – z przestrzenią językowych odwzorowań, przekształceń i eksperymentów. Wiersze pomieszczono w rozdziałach zatytułowanych kolejno: „Parter”, „1...”, „2...” i „3 Piętro” oraz „Dach”. Kaja Kowalewska nie byłaby sobą – autorką z solidnym filologicznym zapleczem – gdyby budowy własnego domu nie zaczęła za Staffem od „dymu z komina”, rozumianego tu jako symbol międzyludzkich więzi i ciepła. Gdy w pierwszym tekście poetka oświadcza:

Popełniam kolejną zbrodnię –
czekam na Ciebie.

wyziera spomiędzy tych wersów bezbrzeżna tęsknota za bliskością i zarazem – świadomość jej niedopuszczalności, wręcz – niedorzeczności w dzisiejszym świecie, w którym wciąż, jak w wierszu „My z drugiej połowy dwudziestego wieku” pisała Małgorzata Hillar:

„dopiero późną nocą
przy szczelnie zasłoniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości”.

      Jednakże, chociaż teksty Kai Kowalewskiej przenika przejmujący wołacz tęsknoty, błędem byłoby odczytywanie ich jako li tylko wariacji o miłości”. Jest to bowiem zarazem świat pełen niezwykłych paradoksów, obdarzony oryginalną ontologią; uniwersum zogniskowane wokół przestrzeni, w której również czas zostaje – niejako wtórnie – zmaterializowany (znowu biorę // czas / żelazo / tabletki na gorączkę), braki można z siebie zdjąć, a przed spotkaniem z drugim człowiekiem konieczne okazuje się zakładanie kaftana niebezpieczeństwa. „Chaos...” jawi się jako miejsce „na opak”, gdzie wszelako występują wszystkie zdobycze i bolączki naszej cywilizacji. Mamy więc relacje podtrzymywane za pomocą mejli i tęsknotę do pliku kości; kojarzącą się z filmem Kieślowskiego odmianę przez przypadki; metaforę życia jako siłowni nie dającej peelce spokoju nawet we śnie; absurdalne, anoreksjotwórcze wymagania, jakie nasza kultura stawia przed kobietami (wyczyścić, poukładać, pozbierać, odessać); życie zorganizowane i zaplanowane do tego stopnia, że brak w nim miejsca nawet na brak; czy – last but not least – poruszające rowerowe migawki: on nie jest że-brakiem.

      Gdzieś w tym wszystkim, w turpistycznych niejednokrotnie „okolicznościach cywilizacji” (głoski z betonu, zardzewiałe podwórka, wysypiska zabawek), pojawiają się również refleksje o sztuce. Stwierdzenia w rodzaju: Będziesz jak dramat science fiction / produkcji niezniszczalnej, ukazują konieczność stworzenia nowej – poszerzonej o „aspekt cyborgiczny” – antropologii kultury, podczas gdy deklaracje takie, jak: Włóż mi język do kieszeni, wskazują na seksualne i zmysłowe uwarunkowania / źródła twórczości. I właśnie kombinacja tych dwóch wymiarów – technologicznego i sensualnego – sprawia, że, uchwycona w jednym z pierwszych wierszy pt. „nagie płótno”, niemożność artystycznego wyrazu:

Dziś tak bardzo chcę Cię pocałować,
że gryzę się we własny oddech

w ostatnim z tekstów pomieszczonych na „Dachu” przekształca się w wyzwalającą, ponowoczesną „instalację”:

kable niepokoju wyrywam z nagiego płótna






______________________________________________________________________

Cytaty kursywą pochodzą z tomu „Chaos i inne piętra”.


Kaja Kowalewska "Chaos i inne piętra", wyd. Sowello, Rzeszów 2014

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/239267/chaos-i-inne-pietra


niedziela, 30 listopada 2014

ekskomunikator


moimi oczami da się podlewać ogród
dobra i zła
pogoda pół nocy gubi pantofelek
wyrosły w jednokomórkowej komunikacji
z avatarem przedświata


piątek, 28 listopada 2014

list do rzeczy


Nauczyłam się ciebie, świecie, za dobrze.
Za szybko. Za szybką. Kryłeś
raz ty, raz ja, ale to ja zostałam po
chowana tutaj – w powietrzu.
Podobno zwę się ptakiem.



piątek, 21 listopada 2014

napar, stek


jeśli jestem nitką,
to ona musi być urwana.
musi być urwana, skoro już dawno
wewnętrzne nic nie wiąże we mnie końca
z końcem, nie wiąże się z niczym.
igła dopiero otwiera lodowe oko.


wiersz alogiczny


nie znam twojej twarzy –
dochodzi do mnie
jak do wypadku. tunele,
tu Nelly! – próbuje negocjować pamięć,
ale nie znam żadnej Nelly.
onomnietopnieje.


czwartek, 20 listopada 2014

***


chcę cię wyłowić z cię
–żaru wielokrotnych luster, które
składają cię jak przysięgę
lewobezbrzeżnej nocy. weź
żagiel i żagiew (nie pomyl ich z żalem!), przynieś
mi w oczach pył motylich skrzydeł –
cichą grzybnię tęczy.


poniedziałek, 17 listopada 2014

wachlarzyk



lewobezbrzeżny błękit
otulił urwisko
chcesz dziś mieć coś od ręki
przysięgasz na wszystko


i wszystko rozpierwiośnia
cię w nutach ko(r)nwalii
wiesz – twoja dłoń urośnie
w scherzo innej talii



piątek, 14 listopada 2014

afterglow


Rozmawiamy zupełnie jak kiedyś, jak dawniej.
Nie udało nam się nigdy udać udaru
ud (udostępnić ci udział?), ale
palnik rozpętuje pięciolinię
tęczy. I jeśli brakuje ci barw,
nigdy nie dowiesz się, jakich (tęcza
nie jest widmem).


środa, 12 listopada 2014

relief


hoduję schizofretki
na plantacjach ogółu
przepuszczam szansonetki
w drzwiach panicznego roomu


upijam wszystkich zbiegów
oko-liczności piętrzę
drzazgami superego
płaskorzeźbię Nadserce


wtorek, 11 listopada 2014

pr(z)ądka


ustawiam (z)nic(z) przy ścianie
rymuję się do życia
prąd spędzam w ikebanie
z konfetti bez pokrycia


nawlekam czas na skrzydła
dławiące się pogrzebem
pogrzebaczem obrzydła
dokąd szyję? ja nie wiem


niedziela, 9 listopada 2014

ezoteraz



sieć


wciąga głębiej. szamoczemy
się w zwolnionym tempie, rozklepując
(ek)rany dotykowe. b(ie)lizna aj
poda dalej sil(i)k(on)owe
napierstki. igła kursora
kursuje między bytem a skompresowanym
zbytem. wolny
(og)rodnik rozsadzi blisko stojące drzewa,


(pio)runy.



Tytan Nikt


kiedy kłamiesz, w rabacie
rozkwita beznutka. ma przetrącone
maszty, spuchniętą
kotwicę. cała Nuta! – szemrzą
dookoła. Kajuta – prostuje
sta(lag)tycznie zamarznięta
Laguna. nic, tylko się powiesić na
welonie mórz północnych. póki haczyków
przy szesnastkach, bo później
–  już tylko przerębel.


sobota, 8 listopada 2014

everburning*


przestałam żyć
z przyzwyczajenia, powoli
zaczyna brakować barwnych
motywów, a czas ucieka. sepię
więc trochę klimatycznych skrętów
gałki ocznej
w ślepe i chrome. i już wcale
nie stygną

(ek)rany dotykowe.






* wieczne nagrywanie / wieczne palenie


środa, 5 listopada 2014

cykliczność


no zażyj mnie
jak ruchu a kiedy będziesz się
wracać po części
z(n)amienne jest twoje nastawienie
zegarka punktualnie na szczyt
wszystkiego


poniedziałek, 3 listopada 2014

***


Znasz wszystkie historie,
których nie da się opowiedzieć. W twoim świecie
nie ma luster – same najpiękniejsze
na świecie zajączki. Puszczasz je
wszystkie wolno, niech dopłyną do brzegu
światła, niech brzeg dopłynie do
(s)kraju świadomości, niech świat
domości cię w sobie, kiedy go zmyślasz.


Eyes Age*


teraz dam ci
to, o co zapomniałeś
poprosić – powiedziała złota rybka
z sieci. nie ujednolicajmy
pojęć, jak nie
pojmujemy jednych lic,
aby nie stracić drugich. w endorfinie

pływa (n)eonek.






* Eyes Age (ang.) – homonim Ice Age (Epoki Lodowcowej)


wtorek, 21 października 2014

kruszę kopie


w poszukiwaniu straconego
udałam się. do rana
odepnę blizny aż po
sznur przyjdzie świat(ło!).
zazygzaczy, zazippuje*
przestrzeń. złoży
bez, zwłoki półdzielnie
w spółdzielni półżycia.
nałoży do drukarki
papieru cierniowego,
który za(de)klinuje


się na śmie(r)ć.







* spolszczony czas przyszły od ang. "zip" - (zapiąć) suwak; skompresować plik komputerowy.


sobota, 18 października 2014

czarna dziura


jeśli ci pomogłam
to chyba tym
że bardzo tego nie chciałam

Ci

noc wiezie gwiazdy
do komory gazowej
tam

tam
odpowiada
z jądra ciemności


środa, 15 października 2014

zaprosiny na częstochowany paradoks


falujemy dzisiaj światłoczule
w głębokich strukturach języka.
stałość znaczeń różni się. w ogóle
antyesencja płyn(ność) przenika.


niedziela, 5 października 2014

przedawnione do( )wody


nie łódź się, Lordzie Jimie –
nie wiem wciąż, co cię spotka,
gdy będziesz pokonywał wąski przesmyk
między patosem a bez(w)ładem,
i chociaż rozpoznaję ciebie w sobie
jak w lustrze – pamiętaj, że morze
ono być każdej chwili zmącone
przedawnionym sz(kw)ałem;
portem, co nie rozpozna
DNA twojego serca.


wtorek, 30 września 2014

kolory


więc miewasz własne ciemne miejsca –
– czerniaki, z których wycofujesz się rakiem?

a we mnie mniej niż punkt
sza rości sobie sen
ty mentalny błękit

ja tka wciąż więcej niż czerwie

ciekawe
która z nas bardziej biel ma
na oczach


*** [odkryłam dziś w sobie...]


odkryłam dziś w sobie
czarną dziurę kulturową
która pożera hory zon
zdarzeń* instead of eating the matter
of fact** - różnica
jest równie trudna do wykrycia
jak czarna dziura in the flesh***







* horyzont zdarzeń - zakrzywiona płaszczyzna wokół czarnej dziury, spod której nic się nie wydostaje na    
  zewnątrz;

** instead of eating the matter of fact (ang.) - zamiast zjadania sedna sprawy; the matter - materia;
*** in the flesh (ang.) - we własnej osobie; (dosł.) w ciele


sobota, 27 września 2014

schizoffranek


Marzę o...
kimś, kto
by mnie nie zjadł
na śniadanie
(– nie jada śniadań? – odzywa
się we mnie zaniepokojony
głos mojej babci).
Marzę o kimś, dla kogo
mój umysł byłby ważny, może
najważniejszy (Karte zje?
odzywa się we mnie
zaniepokojony głos
intuicji).


piątek, 26 września 2014

z ulotki w gabinecie fikcyjnego okulisty (okultysty?)


                                                                       i jak
flirtować (filtrować?) z cieniem,
kiedy już dawno doszłam do ukrzyżowania
patyka, jakim byłam,
z rzeką bez powrotu? i
co to w ogóle znaczy: spojrzeć


za daleko? czy nie
powinno to być leczone w gabinecie
przewidywa(l)nych smutków,
nie zaś – zwiedzaniem
wzrokiem piramidy zwierząt?


czy da się spojrzeć tak blisko,
że lustro roztapia się pod gorącym oddechem,
zostawiając obraz?


przeciw doświadczeniom na zwierzętach


co dobrego może wyniknąć z legalizacji tortur
nie wiem
i nie chcę zostać oświecona latarką po oczach
powiedziałabym: nie wystarczy obalić boga
trzeba pilnować by nic innego nie zajęło jego miejsca

nie chcę już dłużej (kró)liczyć na naukę


czwartek, 25 września 2014

~~~


zjawia się niepomuszlona falami
zatopiona w śpiewie wie
trze oczy choć wolałaby nawlekać
korale najukochańszej rafy na
wodorostotlen – wie-zie-
wa-tę cukrową słońca – zmarszczka
mimiczna, śmieszka
rozkłada skrzy
dławi okruchem (niedopsze)
łknięcia –


poniedziałek, 22 września 2014

nieistewki


odeszłam tak daleko
że nie mogę spojrzeć z dystansu


rzeczy okazały się bliżej mnie
niż ja sama


– (o)błędne języki odchodzących
w niepamięć w moich ustach –


(myślałam wczoraj o czymś cudzym wierszem
którego nie pamiętam)



z bajek o zwierzętach


jestem milczącą
przez dłuższą część dnia
owcą mieszkam w ogólniku
zwykle mówię: bee a ta
a ta
a ta
niezwykł a po
świata nie będzie
można więcej pomylić
z wyświechtaniem

słów



niedziela, 21 września 2014

fraszka dentystyczna


nie zajadaj głodu –
bólu zęba czasu
coraz bardziej pusta
pustkę siej i pracuj
na modę na sukces
na dobre jak miłość
na W jak Wy – pustki


na złe co ubyło


sobota, 20 września 2014

czy zawsze musisz się bić w nieswoje piersi? taś taś tasiemiec: 'La Wina'


'Pa, Rodia – powiedziała, zamykając
(m)rok za sobą' – brzmiało
by pierwsze zdanie twojej nowej powiesz
cii nakręcisz zegar jakbyś puszczała
w gramofonie ruletkę
(rzecz jasna rosyjską)
jakby koleś tura stanęła
gdzieś pod białym
stokiem uzbrojona
w księżyc.


 


__________________________

z cyklu: wiersze wojenne


e-motywy. piosenka na wniebogłosy


nie stać mnie na pociąg, nawet nie stać mnie na pociąg
żeby odnaleźć swój backspace.
nie stać mnie na bilet, o na bilet bez powrotu
ona bić mnie jak swą pianę nie chce.


piątek, 19 września 2014

w przypadku zatorów NATYCHMIAST zbić szybę młotem!


nie odstępuj maszyn
iście pobrukanych wonią
ciała szkieletów konstans
obstrukcyjnych naszych paru
militarnych wozów. niech wojna
przywita cię czerwienią
ust


erek.


środa, 17 września 2014

kata-strofizm


aż znajdziemy się samo-jedni w paszczach
naszych nowych fascynujących partnerów
i panter jednego poranka,
który zakończymy nieszczerą rytualną formułą:
koniec świata nastąpi.


niedziela, 14 września 2014

.


próbowałam się ukryć
za ekranem z uśmiechów
kartką papieru
boa z piór

za lustrem
nienazwanej rzeki

dziś powraca
nurt w którym
pierze
tonie
i rozpuszcza się
błękit


czwartek, 11 września 2014

*** (jestem Bogiem rzeczy urojonych...)


jestem Bogiem rzeczy urojonych
w roju, z którego u-ciekamy –
– my, fale; my, piasek; my, śmiech –
nagie rzeczy i ukryte prawdy
cisną się na usta-
wiecznie pełną prochu pamięć
i dopiero we śnie, nad ranem,
wykładamy karty.
czas nigdy nie nauczył się pływać.


środa, 10 września 2014

sonatina


jesienią trzymam się ciała
astralnego, obiema rękami
kreślę na czole mandale,
numer buta
okazuje się numerem buty,
którą zakładam, gdy spadające liście
odzierają mnie z opalenizny;
opalizujący opał.


wtorek, 9 września 2014

(ja)błonie. trzęsienie losu


wyrywam cię sobie
z białego witraża światoczułych
klosz(ard)ów
posiwiałej celulozy
ciel lullaby* słuchanej z płyt
tektonicznych serca





* (łamany franc.-ang.) niebiańskiej kołysanki


piątek, 5 września 2014

ufni ufolodzy


chciała urządzić konwent
ale wypadła z konwencji.
żeby tylko nie wyskoczył kon-
wentyl bezpieczeństwa.
powoli i nieodwołalnie
świat mijał się z celem.


porankonella


sierpień księżyca się (wrze)śni
na październe łakocie -
obudź budzik który nie śpi
w rokującej spiekocie

szklarniowego efektu klep
cydry skąpane w złocie
złap się lewym uchem za łeb

aż wydarzymy się leśni
i znajdziemy żniwny żleb
sierpień księżyca się (wrze)śni

bo przecież w całej robocie
chodzi o to by cześnik
klepnął rejenta w kłopocie
złota klepsydra pieśni

o sierpniu i młocie


sobota, 30 sierpnia 2014

gypsy hourglass*


ten wieczór prawie płynie
do głowy ten wieczór niemal
się zdarzył nieomal przywidział
ja nie mam temu wieczorowi nic
do powiedzenia uszy zatkane
woskiem znicza z niczego
pewnego dnia ten wieczór
zapomni się w swoim nieistnieniu
istny wiecz(or)ny kuter


noga w (roz)gwiazdach



* cygańska klepsydra


środa, 27 sierpnia 2014

śniadanie w lisiej czapie


dokąd uciekać
przed igłą która mnie
nieustannie prze-pisuje
na brudniej
aż czysta biała kartka
odkleja się od siatkówki globu(su)

(bru)dnieje


sobota, 23 sierpnia 2014

czwartek, 21 sierpnia 2014

***

owijam się w pętle czasowe
metę metal iron maiden
i inne z(r)ęby losowe
– jeśli przy-dybię się, będę? –


wtorek, 19 sierpnia 2014

remont


zamykasz ogiennice
gwarność granatowieje
na wewnętrznych ulicach
śnią rabaty nadzieje

na spokojonych torach
przaśne pszenicowańki
bóldożremy po kołach
z których rodzą się bańki


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

re.start


zmieniamy system
komputerowy. maile powstają wyłącznie
w systemach dwójkowych. przecież od dawna
boję się liczb niepierwszych, zaginam palce
w haczyki. zastanawiam się, ile masz jeszcze w sobie

oczek do repasacji.


czwartek, 14 sierpnia 2014

sztuki cyrk(l)owe (2)


nie rozjaśnię swojego życia
skacząc przez stryczek – ono przecież
pali się w (po)rękach

nie ogłuchnę na twoje milczenie
przez wytrych
lejemy
się: (wosko-)
wina

nie odrysuję aro-matu

piór


niedziela, 10 sierpnia 2014

eksperyment


zainstalować się w cudzej mitologii –
to wszystko, co robiłam. zamiast stwarzać
wrażenie bycia zainstalowaną w cudzej mitologii –
olewałam wrażenie (z definicji wraże). potrzebna mi była
instalacja do celów rozwojowych, względnie artystycznych. pożądałam

napisu uniwersalikami, który należy zerwać,
by skonfrontować się z unikalnością tudzież nieuniknionością
ściany. dlatego

nie zdziwiło mnie,
że wyrosło na niej lustro. staliśmy tam z zamkniętymi oczami,
a nasze uśmiechy mówiły: zainstalować się w cudzej mitologii
to wszystko, co robiliśmy.


piątek, 8 sierpnia 2014

sztuki cyrk(l)owe


choruję na dystopię dysku
twardego, aprogramo-
walność progu, wirusy najnowszej
generacji x (x dąży do nietzschego,
nic nie dąży do x). na

palcach jednej ręki podchodzę
do sztalug,

by patrzeć, jak trójkąty zmieniają się w trapez.


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

w stronę imago


tak mi ciemno pod skórą
tak mi jawnie na duszy
chcę cię chwycić za pióro
– chcę ci skrzydła poruszyć –

tak mi jasno odpowiedz
jak w bezbrzeżach tkwi bańka
jak mydlana zapowiedź
tęczowego nutańca

tak mnie lekko pocałuj
niby niczym tknie motyl
i wciąż całuj pomału
zamieniając się w dotyk


środa, 30 lipca 2014

*** [w taką jak dziś pogodę – nierówną, z wieloma niewiadomymi...]


w taką jak dziś pogodę – nierówną, z wieloma niewiadomymi –
pamiętam ciepło wypuszczane ustami aż parcieją lustra
nagrobne – skóry oswojonych wierzeń. w taką noc jak dziś
wszystko dzieje się na( OB)raz i pod
dobieństwo nasze – jestem
martwym dowodem w procesie (ple-)
śnienia.


niedziela, 27 lipca 2014

*** [kim jesteś...]


kim jesteś
która (po)żądasz uzasadnienia
każdej mojej myśli –

rozpadliną w czasoprzestrzeni kryształu
gdzie próbuję schować przed czasem
miniaturowe sobiewtorki z kamienia

a może jesteś mną (moją przyszłością)
w przyczajeniu ukrytego
przed ciałem serca


wiolinowe warkocze


i sekwoje chmur o pniach smukłych drabin
i prze(s)twory w słojach drzew wdeptanych w rewers nieba
ćmią się jak przekrój jabłek na ostrzach oddechu
wśpiewującego motyle w brzuchy stradivariusów


księgozbory


są wiersze które wysysają z autora szpik
hostny opłatek czystej kartki barwiąc na czerwono
są i takie co przekraczają werset ubi sunt*
ostrożnie po mostku krzyżu i miednicy







* ubi sunt – (łac.) dosł. "gdzież są"; typ wiersza, zwłaszcza średniowiecznego, rozpoczynającego się (albo z każdą strofą zaczynającą się) od słów ubi sunt albo ich odpowiedników w innych językach, którego głównym tematem jest przemijanie ludzi i rzeczy. (Władysław Kopaliński, "Słownik wyrazów obcych")


poniedziałek, 21 lipca 2014

ballada


zlizujesz łzy jak osiwiały
snem pukiel księżyca
odzierasz lęki niby dotyk
z dłoni panoptikum

biegniesz po czas pędem do studni
zastając tam ogień
który chcesz naraz obezłudnić
z dymu wróżąc drogę

do drogiego sercu kamienia
na klindze sztyletu
wbitego w śnieżnobiałe ramię
dżina drzewnych fletów


sobota, 19 lipca 2014

ostatnie kłusowanie


odchodzisz od kości jak od wiary
ciało Chytrusa

przepis na cane's ball*:
prze-łknąć
świadomość myślącego łyka

Cię Ci wy u bóstwa
w ciele nie







* cane's ball - bal trzciny


środa, 16 lipca 2014

punctuation*


z wyjątkiem wyjątku z czyjejś mimowolnej autobiografii
przeczytanej w codziennej gazecie
nie posiada wspomnień, które by krzyczały
de te fabula narratur**

podróżuje w czaszy. teleskop tele-
aportuje ją do ciała, o którym wie,
że jest martwe, bo daje się
wskrzeszać. bez
związku i z. bez końca i z
końcem zanurzonym

w czasie największych przelustrzeń
powierzchni złudnej
księżyc zakłada jej aureolę,
lornetka – kajdanki







* punctuation (ang.) – interpunkcja LUB przerwanie
** de te fabula narratur (łac.) – o tobie mówi bajka


sobota, 12 lipca 2014

lironia losu


w wieku dziewiętnastu lat wymyśliłam
schizoserenię – najlepszy sposób na oddzielenie
ziarna od (p)lew. aplikowałam
na lingwistykę losowaną, później
aplikowano mi rosyjskim
rewolwerem wielkie(j) abstrakcyjne(j) π guły
ikonometrię znaczeń (a może: sensonografię
DNA?) wtedy pojęłam, że
nie scałkuję swojego prze-
znaczenia inaczej, niż skan(d)ując litery słowa alteregoizm 
 
odczytane z fus(e')ów*







* fuse (ang.) - lont


środa, 9 lipca 2014

terra quaeranda*


jesteśmy ziarnkami piasku
pod powieką czasu; klepsydrą
oślepioną perłowością ścianek

którymi obrosła, gdy małże-
ństwo puściło w ruch zegar
powrotny – szwajcarską

pozytywkę rosyjskiej ruletki. jesteśmy pełną
przypadkowych trupów szafą
przegrywającą nas

turcje na papier performancowy, wyskakujący dysk
księżyca – i tylko ta, na której spoczywaliśmy
po urodzeniu, pozostaje

żywa.







* (łac.) ziemia poszukiwana (dosł.: godna szukania)


Moja historia


   „Moja historia nie jest nietypowa. Choć, jeśli się zastanowić, trzeba ją uznać za wręcz niewiarygodną z jednego jedynego powodu: że się wydarzyła. Chcę powiedzieć przez to ni mniej, ni więcej, że wszystko wskazywało, iż przytrafi się ona raczej komukolwiek innemu niż mnie.
   Ale zacznijmy od początku. Byłem od zawsze samotnikiem, wyśmiewającym się z wszelkiego rodzaju relacji międzyludzkich. Nic w tym dziwnego: ojca zapamiętałem jako bardzo ponurego człowieka, matka zaś obdarzyła mnie w dzieciństwie taką dozą ciepła, że, wydawało się, wystarczy mi to na całe życie; jednocześnie była osobą na tyle nieciekawą, można by wręcz powiedzieć – szarą, że jej obraz nie budził we mnie chęci kontaktu z płcią przeciwną. Prawdę mówiąc, kobiety denerwowały mnie, zwłaszcza gdy były zbyt dumne. Z tego powodu szybko nauczyłem się je wykorzystywać i jeszcze szybciej porzucać, czym okazałem się godny rodzicielskiego nazwiska: Dark*. Nie wyobrażałem sobie, bym kiedykolwiek mógł się zakochać.
   Od kolegów również trzymałem się na dystans, nasze kontakty były poprawne, ale nic poza tym. Wiedziałem jednak, że jestem szanowany za swoje dobre oceny i, nade wszystko, opinię playboya, czego nie wahałem się wykorzystywać. Gdy wpadło mi w oko jakieś trofeum, musiałem je mieć, a inni potulnie oddawali swoje gadżety. Kiedy więc w połowie letniego semestru zjawił się w naszym college'u nowy student, z miejsca wziąłem za cel jego piękne, bardzo ciemne okulary. W tym celu, zlustrowawszy mało przystojny wygląd przybysza, zacząłem z niego drwić, że na pewno nigdy jeszcze nie spał z kobietą. Odpowiedział spokojnie, że nie, ale ma na to czas. Wówczas wyzwałem go na swego rodzaju pojedynek: obaj mieliśmy jednocześnie zabiegać o względy wybranej przez niego dziewczyny; jeśli ta skłoni się ku niemu, będę mu winien dowolną przysługę, jeśli do mnie – nowy odda mi okulary.
   Gdy okazało się, że kobietą, o którą mamy konkurować, jest Łucja, mimowolny uśmiech wyższości przebiegł mi przez twarz. Ł. była jedna z najpiękniejszych dziewcząt w szkole; co więcej, wiedziałem z pewnego źródła, że się jej podobam. Kilka tygodni później, kiedy zagadnąłem Satina – bo tak się nazywał nowy – w jaki sposób nawiązał z nią pierwszą rozmowę, odparł, że podszedł i zapytał, czy wie może o czymś, co ja, Dark, umiałbym robić po mistrzowsku. Odparła bez wahania, że zmyślać.
   Tak się rozpoczął ich związek, a ja więcej się do niego nie wtrącałem. Chciałem się z początku odegrać za straconą szansę na zdobycie okularów, jednak wkrótce moje myśli poszły innym torem. Satin poprosił, żebym w ramach obiecanej przysługi opisał jego historię. Odpowiedziałem, że nie znam jej przecież dokładnie, zatem nie mogę opowiedzieć. Zmyślaj więc – odparł z ciepłym uśmiechem.
   Od tego momentu na pozór wszystko było w porządku: przychodziłem do college'u, zamieniałem parę zdań z Satinem, później absorbowały nas bez reszty przygotowania do egzaminów; po zajęciach mój nowy kumpel biegł do Łucji. A przecież wtedy właśnie się to rozpoczęło: zacząłem mieć poczucie, jakbym mógł wyobrazić sobie, a później też widzieć i słyszeć, obecność i zachowanie tych dwojga oczami Satina. Widziałem kredowo białą skórę Łucji, zagłębienia w jej policzkach, słyszałem pełen dziwnego wyciszenia i wyczekiwania śmiech. Wizje te wzmacniały się aż do kulminacji, którą było poczucie, że potrafię kierować zachowaniem Satina. Wszystko to razem mocno mnie zaniepokoiło i, nie mając odwagi zwierzyć się znajomemu, zacząłem na własną rękę szukać informacji o podobnych przypadkach. W gazecie „Telepathy today”** znalazłem opis bardzo rzadkiej przypadłości, nazwanej „syjamskie dusze”. Oto w pełni heteroseksualny chłopak, który nie wykazywał dotąd żadnych skłonności paranormalnych ani empatycznych – przeciwnie, był postrzegany jako skrajny odludek i gbur o oczach zamkniętych na „wewnętrzne wymiary” – odkrywa ze zdumieniem, że jest „zrośnięty duszą” ze świeżo poznanym znajomym. Kiedy się wystarczająco skoncentruje, potrafi wyobrazić sobie, kontrolować i poczuć zmysłami szczegóły osobistego życia tamtego, nawet – smak ust jego dziewczyny... Wszystko się zgadzało. Poruszony, siedziałem nieruchomo do późna, aż zrobiło się ciemno. Mimo to, postanowiłem nie puszczać pary z ust. Wszyscy wtedy u nas zaczytywali się w konkurencyjnym piśmie „Empathy through discretion”***.
   Tak właśnie, na zmianę przy fantazjach i small talks****, mijał mi czas. Nieraz dzwonił Satin, żeby zapytać o lekcje i jak mi idzie opowieść. Po trochu idzie – mówiłem, choć nie było w tym grama prawdy – nie potrafiłem tego opisać. Aż w końcu, dzisiejszego popołudnia, wizje stały się szczególnie wyraziste. Czułem zapach potu na delikatnym karku Łucji, ciepło jej ciała, gdy przylgnęła do mnie krągłymi pośladkami, by zaraz potem zalotnie i ze śmiechem mi się wymknąć. Powiedz... – zaczęła, po czym zawahała się chwilę i ciągnęła dalej ze skupioną twarzą – dlaczego  przyjąłeś wtedy ten zakład Darka?Tak naprawdę – odpowiedziałem, czując chęć zranienia jej za niedowierzanie – nie chciałem stracić okularów. Są przecież bardzo piękne.Tylko dlatego? – zapytała. Wyglądała na rozmodloną, okolona aureolą jasnych włosów w promieniach czerwcowego słońca. – Oczywiście – przytaknąłem niedbale.
To ostatnie słowa, które pamiętam”.

– Tę opowieść, zatytułowaną „Moja historia”, znaleźliśmy spisaną ręcznie w szufladzie biurka Darka. Zdiagnozowano u niego osobowość wieloraką. A okulary Satina zniknęły – rzucił znacząco May, zastępca inspektora i zadzwonił. Po chwili weszło dwóch strażników, wiodąc ze sobą Darka.
Gdy ten usiadł, odezwał się inspektor Innerscent:
– Mamy dowody, że interesował się pan dziewczyną zmarłego. Czy przyznaje pan, że zabił swojego znajomego, Edwarda Satina?
– Nie ja go zabiłem.
– A kto, pana zdaniem, to zrobił?
– Zabiło go światło.












* Dark (ang.) – mroczny
** „Telepathy today” (ang.) – „Telepatia dzisiaj”
*** „Empathy through discretion” (ang.) – „Empatia poprzez dyskrecję”
**** small talks (ang.) – rozmowy o niczym

czwartek, 3 lipca 2014

*** (los który wyciągnęłam z nauki...)


los który wyciągnęłam z nauki
poszukiwań wiatru w polu
pozwolił mi stać się czeladniczką
kowala swojego losu – pojęcia
ukutego zapewne
w samym jądrze ciemności


środa, 2 lipca 2014

clock-stretched


still-born old woman,
I'm lasting still
backwards. singing my baby blues
in your Eustachian tube,
I'm feeling a need to stamp
on the layers
of the vain and the veins
of silence.
I'm yearning to wander
to won Wonderland,
because the mirror is the only
ac(c)u(ra)te unfolding
of the hands of time.


niedziela, 29 czerwca 2014

* [rozumiałyśmy się w pół słowa]


rozumiałyśmy się w pół słowa
– została mi z tego okresu lakoniczność mowy

widziałam się w niej
– później zaczęłam bać się luster

razem odsłaniałyśmy maszynerię życia
– pozostał tylko lęk przed byciem maszyną


a mury


na warstwie nie
narasta
jak ość


piątek, 27 czerwca 2014

układ krionośny


coś mnie rozszarpuje
mleczny ząb księżyca
przygryza jęzor morza mar
twego bliźniego poddanego oc(i)enie(niu)
przyprawia o chorobę truj-biegunową
zmilkły gwiazdomór
kiełkami przestrzeni


wtorek, 24 czerwca 2014

*** (wybrałaś to co wiesz...)



wybrałaś to co wiesz
żeby w tobie urosło
niczym dziecko


które traktujesz jak metę – psychoza –
czarny punkt
na jaki wpadasz czasem
w swoich zdaniach
przypuszczających – zaćmienie lotosu



poniedziałek, 23 czerwca 2014

cudzowierszka


nie spotkałam utworu
który by mówił moimi ustami

takiego że by ujrzeć to co autor
nie musiałabym wywracać źrenic na nice

książki otwartej
na nieprzedmiotowy dotyk

wersów które by pozwoliły
zwracać się do siebie per fumy

tylko jeden tekst
uderzył kiedyś we mnie
moim sercem


niedziela, 22 czerwca 2014

lingwistyk


dostałam komunikat, którego kontekst mógł być wyrażony słowami dopiero później,
choć metaból
zdążył się już przekształcić w kata-bolizm
– sobowtórną śmierć: colon*
i drylowane godziny

ciem( )na bandera(ch)








* Colon (hiszp.) – Kolumb (nazwisko); colon (ang.) – dwukropek; 


czwartek, 19 czerwca 2014

a.(j.j.)m.,*



nigdy ci tego nie powiem. pozostanę naga
na chłodziarce, będę się rozpływać
nad majo-nessami i innymi (prze)tworami,
i dwiema light
bulbs** o mlecznym świetle, z których –
zgodnie z kątem rozwarcia wskazówek zegara – będą się rozszerzać
i kurczyć wszystkie p o r y.








* a.m. (ang.) – skrót oznaczający godziny między północą a południem;
a.j.j.m. – skrót od „a jeśli jestem martwa”

** light bulbs (ang.) – żarówki; dosł.: świetlne bulwy



środa, 18 czerwca 2014

Życia nie ma gdzie indziej




Tytuł tego, pomyślanego jako polemika z przesłaniem powieści Kundery*, minieseju, wymaga, być może, krótkiego wyjaśnienia: skąd wiem? Istnieją przecież inne planety, gwiazdy, galaktyki... Tak – a jednak, jak śpiewa Bono:

there's nobody else here, baby,
no-one for you to blame,
no-one to point their fingers,
it's just you and me and the rain.
nobody made you do it,
no-one put words in your mouth.**

Spotkanie z samym sobą może okazać się dla nas tym boleśniejsze, im bardziej wiemy już, że „Piekło to inni” – i im bardziej, w związku z tym, musimy czuć się Bogami. A któryż to Bóg powstrzyma się od wyładowania gniewu, choćby i na sobie, gdy pod ręką zabraknie ludzkości?
Na razie jednak ludzkość istnieje i w dwóch różnych okolicznościach powstają dwie różne książki. Ze znudzonego przesytu wzniosłą poezją Kundera tworzy powieść obnażającą prawdziwe – a więc, jego zdaniem, niskie – instynkty leżące u źródeł lirycznych inspiracji. Inny wschodni Europejczyk – Węgier żydowskiego pochodzenia, Imre Kertesz – pisze autobiograficzną relację z pobytu w obozie koncentracyjnym***, w której zakończeniu określa ten czas jako „krystalicznie czysty Auschwitz swojego dzieciństwa”. Obie niepojęte. A jednak coś pozwala mi zrozumieć. To, że nie jest sztuką napisać rzecz o jałowości sztuki, pod którą czai się banalność życia. Sztuką jest pokazanie siły człowieka, który mówi: „krystalicznie czysty Auschwitz mojego dzieciństwa”, pamiętając jednocześnie, że życie było właśnie tam.









* Milan Kundera „Życie jest gdzie indziej” (1973);

** „nikogo więcej tu nie ma, kochanie / nikogo, kogo mogłabyś oskarżyć / nikogo, kto wzniesie oskarżycielski palec / tylko ty i ja, i deszcz. / nikt nie kazał ci tego robić / nikt nie włożył słów w twoje usta” – U2 „If God Will Send His Angels”;

*** Imre Kertesz „Los utracony” (1975).


 

wtorek, 17 czerwca 2014

obie że świat.



gdybym mogła stać się książką
wybrałabym historię miłości
bowiem bohater w najważniejszej w życiu chwili z ukochaną
powiedział dokładnie odwrotnie to co powinien


a wszystko po to
żebym spaliwszy za sobą ostatnie rialto
mogła się fahrenheitnąć z inną
równie poronioną opowieścią


o chińskim syndromie: wbijam wzrok w ziemię
tak mocno że siatkówka
wyskakuje na antypodach


rosyjskiej ruletki



niedziela, 15 czerwca 2014

głosy tlenione na błąd


nauczyłam się mówić
po utracie tożsamości

czy to w ogóle możliwe:
nauczyć się mówić?

nie, to w ogóle niemożliwe;
możliwe w szczegółach

wydartych z dziurawej instrukcji obsługi
maszyny do życia


poniedziałek, 9 czerwca 2014

*** (czas został zatrzymany...)



                                                                                    z podziękowaniem dla Kai :)



czas został zatrzymany
za posiadanie nielegalnych jointów
nie wiadomo
jak makiem zasiał
drobne podejrzenia nagości piasku
po pół nocy wystawi fakturę
szorstkością konopii
oderwie swoje naskórkowe widzenie
od DNA oka


czwartek, 5 czerwca 2014

człowiek jako istota obdarzona ego postrzegana w procesie introspekcji


ja – mi-styczne zjawisko
w sprzeczności samo ze sobą.
ja – za-sieczna plątanina
przewodników i motoryki.
zdziwienie: kim jestem, że myślę
nawet kiedy myślę,
że nie jestem częścią?
całość: puzzle*
wielu nieskończoności: delikatna
i krucha.








*puzzle (ang.) – zagadka



niedziela, 1 czerwca 2014

apostrofa jezioRNA


rwanym bezdechem fałszywego poranka
ufryzujesz sobie włosy
nie bój się boi
która cię odbije
od lustra do świtu
zajęta byłam
wsłuchiwaniem się w milknące włosy
me* meduza




* (ang.) ja


sobota, 31 maja 2014

czwartek, 29 maja 2014

*** (pytasz od kiedy nie żyję)


pytasz od kiedy nie żyję – od jutrzni
do świtu zajęta byłam odwracaniem do
ściany lustra powieszonego na znaku
zapytania. potem nastąpił świt
substancjalny jak mleko rozlane
z piersi galaktyki. nie różnił się niczym od weluru
nocnego czuwania. wtedy zrozumiałam że
są tym samym – srebrem lub p(l)atyną że twoje pytanie
to kartka w nieskończoność składana na dwoje
a ja nie umarłam – przeszłam tylko w sp(l)azmatyczny stan skupienia.



Boska Tragedia


przerabiam całą karo-lingwistykę
i gdzie ten obiecany renesans karoliński
oraz korale koloru kolorowego
– chcę poczuć je na języku
tak jak wcześniej lek-tury
pozwalające posmakować na drodze krzyżowej
zielonych π stacji
i niebieskich migdałów
chcę ujrzeć Maryję w dekolcie karo
i zagrać z diabłem w kości zara*
nie czekając na wyrok






*zara – rodzaj gry w kości wspomniany przez Dantego w „Boskiej Komedii”


sobota, 24 maja 2014

po krę tło


jest inaczej. – niż bywa
nie demo-graficzny, nie.
jest inaczej niż będzie
się zdawać
sobie sprawę, sprawię sobie
małe fajne

zwierzę ci się
z rozpędu
nie chce
w( )śnie( )żyć


czwartek, 22 maja 2014

pante(r)a


szukam cię w imieniu w słowach
szczękających z jakąś metaliczną
precyzją. jesteś tą która pierwsza pokazała mi przebitki światła –
– pręty. jesteś tą którą o(d)pycham
na lewo chociaż nigdy nie byłyśmy
obok.



recollection*


przechadzają się po mnie,
szczękając, wizy(go)tki

widzę je w ciemnym korytarzu krwi

w sercu bijącym
każdego innowiercę

w baszcie, po której
błądzi dusza Bastet





* (ang.) pamięć, wspomnienie


wtorek, 20 maja 2014

rozd(rg)anie


to samo bójstwo
objawia się na każdej z jaw
daję ci pół godziny i pół rodziny
na wygrzebanie się z piachu

dalekich kalekich plaż
pozbawionych pryzm
atu


niedziela, 18 maja 2014

denuncjuszka


Popełniłam zbrodnię. Wycięłam ci
ni w pięć, ni w dziewięć kawałek wiersza
i puściłam z nurtem logorei, że aż
napuchły niebieskie migdałki. Up-
rzejmie donoszę, że mój list w butelce
wpadł w niepowołane oczy
/wist/ości, słowem – w oczko
wodne przegrałam tysiąc i jedną
nocnych marek. A jeśli wyciągniesz
łuski, okaże się, że to tylko tysiąc złotych


rybek.



przeskładniak


to nic że widzę opuszczone domy i okna
wbite w* szyby z napisem szybowanie wzbronione – przecież mnie nie
wypatrzysz mnie nie wypaczysz o mnie to całe z(a)-
mierzchanie guzik obchodzi luzik i jeszcze dreszcze
mnie przechodzą na dobre.

                                                                i na złe dmuchaj jak na zimne
zośki wiatr przegwizduje co poprzednio
ułożył w szereg monolitycznych monoliteratur a teraz
przymierza się do nawrotu by nie powiedzieć –
– nawrócenia na ikonograficzny alteregoizm.







* cytat z wiersza Beaty Kołodziejczyk


niedziela, 11 maja 2014

wykładniczka


po wewnętrznej stronie lustra
przyczajona tygrysica ukryty smog
nie wyjdziesz stąd czystą nogą
ani z Asem z rękawa
to, Alu, minowy teren
walk lakmusowych Walkirii
możesz przedostać się stąd
tylko na jeszcze bardziej
drugą stronę lustra

skąd nigdy nie zostaniesz o d b i t a


zejście awaryjne


jabłoń nie wzejdzie
gdy gardzi połową siebie
(r)żyj lub androgiń
klucz to też owoc
będący cały w sobie pestką*







* cytat z wiersza Mirona Białoszewskiego


środa, 7 maja 2014

hydra ulika


od dziecka bałam się
odpływów kanalizacyjnych -
swoich własnych źrenic
ukrytych pod burką z marmuru

czy wąż który
tryska jadem wystarczająco długą wieczność
staje się krystalicznie czystym źródłem Pana?

co z wężem który nie tryska jadem?

dlaczego wężyk(iem) wraca się
zazwyczaj po wypiciu (nomen omen) spirytualiów
rozcieńczanych wodą?

i czemuż cała woda nie jest święcona?
bo musiałoby to objąć też wody niczyje?

od dziecka boję się niektórych muzeów
ich kremacji ustarszających
ale najbardziej

boję płaskich luster


czasokrętność


ilekroć pod powiekami
gaśnie światło
i chcę zawołać: daj mi lipnych
ust

w gardle czuję grudzień


poniedziałek, 5 maja 2014

Wpłynęłam na suchego przetwór oceanu


ciekawe jak wejść w teraz z tarczą
zegara przed-pokojowego wypluwając
pieprz półgębkiem kiedy kole wiek dwudziesty pierwszy

marca nie da się z(a)mar(y)nować

mimo to

żółta łódź podwodna

odbija się w zalewie


sobota, 3 maja 2014

teleturnieyeah grzybozbiorcze



w moim domu
odbywają się silne ruchy
melodio- i alodiotwórcze*;
te pierwsze obecnie,
drugie dawno temu.
rezultatem pierwszych
są drugie, rezultatem drugich –
– dziury w czasopiestrzenicy olbrzymiej**
i gorączkowa niepewność,
jaka to melodia.







* alodia – (w średniowieczu) ziemia wolna od ciężarów feudalnych
** piestrzenica olbrzymia – gatunek grzyba


(schody) shift enter shift enter


byłaś klawiszem naciśniętym
kiedy żadne okno nie dało się otworzyć
całkiem nieświadomie

dokąd prowadzi escape*
i jak bardzo można je przekonać ustami
o tym co przychodzi tak wcześnie
że zamarzają zegary






* escape - ucieczka


crescendo of the crescent*



znaczenie, które wyparowało,
musiało wcześniej wparować. sparować
przeciwieństwa, wymierzyć
lewy sierpniowy tak precyzyjnie,
żeby obie strony (s)pasowały. wstąpiły z własnej
nietestowanej mentalnie w o l i  w więzy. przekuły
całą serdeczność w srebro of the ring**.







* crescendo of the crescent crescendo sierpa księżyca
** of the ring pierścionka / obrączki / ringu


czwartek, 1 maja 2014

pompeiczność


tym razem noc o nic mnie nie pyta
rozpoznaję w sobie cudze złudzenia
tracone przez innych na pokaz
i własną bezwzględność
wyssaną z palca
dymnej opatrzności


środa, 23 kwietnia 2014

jadłospirometria homofoniczna


moje imię brzmi A. Heelles(s) -
- Bezp(am)iętna, czy możesz mnie
delikatnie przełamać
jak wolę świeżo
upieczonego feniksa? wzlatuje milion iskier,
lecz nawet kiedy mówisz: Niko, ty, no!
skwierczy ci w skroniach: te, inna!


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

stalagnative speakers*


so** ple ple naszych języków spotykają się w czasoprzestrzeni 
są równoległe chociaż nie do końca
wymagają tłumaczenia symultanecznego






* stalagnative - ang. neologizm:
  stalagnate - stalagnat,
  native speakers - rodowici przedstawiciele danego języka;

** so (ang.) - więc.


sobota, 19 kwietnia 2014

(po)ród pośladkowy

 
nie do pomyślenia, ale jednak:
Jezus rodzi się per an(n)um*
wskutek pierwszego i nieostatniego aktu zapłodnienia
przez połączenie się dwóch plemników.
(jaja sobie robią! - słychać wokół.
ależ skąd. to tylko nieodzowny szczegół
dopełnienia cykliczności
czasu).




* per annum (łac.) - rocznie
  per anum (łac.) - przez odbytnicę


dekalogin


łamacze szóstego przykazania
obrócą się w zera o lasce
a nieskończoność -
w nie mów fałszywego świadectwa

chyba że szóstka wgoogluje dziewiątkę

w nieco spłaszczone yin-yang


sobota, 12 kwietnia 2014

cell man


dal tonizuję
szarością komórek
z intern-
etykietką podającą
ilość załatwionych
zer


*** [być jak odległe ciała niebieskie...]


być jak odległe ciała niebieskie -
pulsary, może białe karły, mające
za i obok okres supernowych.
być sobą tylko do szóstego wymiaru i siódmego
wtajemniczenia, dalej rozpłynąć się
w materię międzygniezdną, w całki, całuny
i całe lata prześwietlone zdjęciem
błękitnej sukienki.


czwartek, 10 kwietnia 2014

bardo* łazienkowe


testuję mentalnie
testament
stary i nowy
(pierwszy wyryty
w marmurze
muszli, drugi wydrukowany na
perfumowanym
papierze tiulowym
twoich dłoni)

twoje źrenice
otwierają się odpływem
krwi, wezbraniem
(od)bicia

serca






* bardo - buddyjski stan pomiędzy wcieleniami


z niemiecką precyzją


czas pęcznieje w zegarach
niedługo je roz-sadzi
(w) ponurym ile
zamiast (w) żyznym les(sie)

wytrąci ametystowy quarz


niepospolite puszenie. lot_to


wyrywam ci pióra
zostanie tylko jedno:


wróżenie z wosku 
pestek kluczy
żurawi taniec


wietrzny(ch) lotek


 

płynny kolonializm

 
tu, gdzie jestem,
gdzie mnie fluktuacyjnie
wniosło jak poprawkę
do aktu niepraw(n)ego,
krzyżują się gładkie pasemka
największych ludzkich
niegodziwości, złote
szlaki przemocy psychicznej i
ekonomicznej - bardziej dotykalnej, cienkie wątki
narzuconej narracji i przetarte
os-nowy pamięci o Mieście-Ulu
 
tu, gdzie jestem, czas e-migrował
e-mailem do ciepłych krajów
po mirrę, kadzidełka i słone orzeszki
ziemne twoich
piersi


chłodnie małej śmierci


rozchodzisz się po kościach -
metodycznie jak autoreumatyzm
części moich wierszy. co mnie
nie zabije, to i
ciebie zaboli - wolałabym umrzeć,
ale na razie
 
 
tylko jest mi cmentnie.


lustro w trzeciej kwadrze

 
chcę ci opowiadać
o Ali i znikającym kocie
i innych cząstkach elementarnych
które okrywają moje dłonie ciepłem kiedy
chcę ci opowiadać


przesądny dzień


nie Maria, choć Magdalena,
lustro o ujemnej
głębokości, blondwłosa czarna
dziura będąca jedynym
Wszechświatem - i jak ją
z siebie wypluć przez nieprawe
ramię?


przekładnia, która we śnie jest huśtawką


czy możesz zrozumieć
że zawsze będę tylko odchodzić i wracać
odchodzić i wracać
na rozstrzelanym zegarze
kryształki sensu powtórzą pierwsze słowo
zna mię
wyryte lewitującą wskazówką



***


świat się obsuwa do klatki
piersiowej, cała północna
półkula mózgowa ląduje w kontenerze
z napisem recycling, a ty mówisz:
te surowce nie są wtórne - widzę w nich wysoki
stopień wyspecjalizowania w komplikacjach - i jak tu dalej
korzystać z arterii, jak

nie dopuścić do skrzepu bijącego
się z myślami?



jaskinia czyli narodziny więzienia


obijam się o twoje oczy
choć pragnę nie rzucać się w

obijam się o stalag-mity
(stalagTyTy!) w mojej głowie

obijam się
od rana do nocy
i z powrotem o największe kanty
w historii

piszę życio-rysy


beatyfikacje


Chciałabym znależć się w Birk w domu
Katarzyny Kobro, dotykać twoich włosów

jak kropkowanych drzwi windy, układać
ci z piegów

Kompozycję poseksualną -

martwą naturę i

grad.


...


poszłam na łąkę, a przecież łapię twoje
zaskoczenie lekko jak motyle. to, co
wyglądało na chmury, jest w istocie siatką.
nie wiem, kto dyktuje nam oddech,
staję się o ciebie rzeczywistna.

czas odchodzi od zmysłów pulsacją języków.


morfinizacja


widzę wciąż nad sobą
wycięty z czarnego nieba
księżyc twoich włosów

upiętych spinką bladą jak strzykawka
cienką niby igła

to nów(ka)


wtorek, 18 marca 2014

e-maile Amelii


nie lubi słowa "zwykle"
więc zwykle nie istnieje

brakuje jej kogoś kogo mogłaby dobrze traktować
siebie

lubi bezlistne drzewa i bezlustre mieszkania
w tych bez "bez" się kocha

chciałaby umrzeć i nie myśleć o niczym
przynajmniej wiedziałaby kiedy to się stało


elana vital


świat to głębia
do której mnie nie poruszasz

pozostaję na powierzchni znaczeń
splatam warkocze z niewygodnych wątków

sto dni i jedna noc
dzieli nas od kalamburów na drodze

od zachodzącej za lustro
brzytwy studni


krokodyl w kraju karoliny


są chwile kiedy kryzysy rozkładają się jak kryza
ale nie znasz dna ani krzywizny
wystarczających aby poczuć się jak królewna-słończynka
i tylko czas spływający po katarakcie fortepianu
daje nadzieję na zatopienie się w międzypokusie odwlekanych tasiemek


*


słońce jak bańka
wstańka mydlana
drga roztęczone
w ślepym punkciku

zaćmienie serca
przez mleczny kamień
w którego pięknie
śni się utrata


sobota, 15 marca 2014

Poezja Ewy Filipczuk




Zebrana w prawie 10 tomach poezja łodzianki Ewy Filipczuk jest niezwykle nastrojowa i erudycyjna. Na pewno warto poznać cały dorobek poetki, by prześledzić jej artystyczną drogę, a zarazem odbite w jej twórczości przemiany społeczno-obyczajowe i mentalno-psychologiczne. Nie podejmuję się tutaj przeprowadzić tak szeroko zakrojonej analizy, chcę jedynie zaproponować refleksjo-impresje towarzyszące lekturze dziewięciu jej wierszy, które zrobiły na mnie największe wrażenie.


1.

kobiecość jak nagłe zmartwienie
więc pojedynek odbywa się w łóżku
w klasycznej pozie wyśmianej przez czas

Pierwszym utworem, który przykuł mnie bez reszty w debiutanckim tomie poetki pt. "Cafe Chaos" jest wiersz o incipicie *** [w czerwonym cyklu Marsjasza coś boli]. Dotyka on rozmaitych klisz kulturowych podpowiadanych nam przez tradycję. Czytając, trzeba przebić się przez pokłady melancholii i ironii. A może nie trzeba – bo melancholia i ironia to jedyna pozostałość "dawności", jedyne – i przez to cenne – znaleziska archeologiczne z przeszłości. W ich arte-faktyczności uwidacznia się "efekt egzystencjalny" określony przez Kierkegaarda mianem "ironii życia – żyję do przodu, a myślę do tyłu".


2.

i nie wierzyć nie uwierzyć w nic
bo na przekór przez pomyłkę życie było
bez odwagi bez przeszłości aby skryć
sen zaczęty płód poczęty próżną miłość


Taki jest punkt dojścia kolejnego wiersza – bez przeszłości, na próżno, przez pomyłkę. A przecież (chronologicznie później) ostrzegała Aglaja Veteranyi: "Ważne jest – mówi – żeby mieć jakąś przeszłość."! Poczuciu zakorzenienia pe-elki nie sprzyja ani brak miejsca do skrycia płodu poczętego, ani próżność (rozumiana dwuznacznie jako jałowość, ale i egocentryczna miałkość) dostępnych rodzajów miłości. Jak jednak przywrócić czasy z czarno-białym pocałunków sensem? Recepta wypisana zostaje ponownie (auto)ironicznym atramentem:

może lepiej zamiast proszków na sen
uspokajać się wierszami z morałem
czytać w łóżku filozofów na zapas
zmieniać mężczyzn i drogi raz po raz

3.
(…)
włożono we mnie przypadkowy płód
który po jakimś czasie zaczął mówić
mamo
a wcześniej
uczyniono to samo z moją babką
starą kobietą która już nie żyje
zostawiła mi w dziedzictwie
mało miejsca na cmentarzu

Temat wykorzenienia i zarazem uwikłania kobiet powraca w cytowanym wyżej utworze. Pointa jest porażająca: miejsca wyrwane nam siłą z wnętrza naszego ciała rozrastają się na zewnątrz w martwą wrogą przestrzeń.
4.
(…)
Kiedy uciszę niepokój
stanę się twoją dłonią
która gładzi przejrzystą twarz
jasną jak prześcieradło rozłożone na trawie
będę prośbą
o lekki dotyk
o oddech
zatrzymany przed ustami
które pragną
i pragną

Przejrzystość to dziwny erotyk. Erotyk, w którym zakochana pe-elka widzi obiekt swoich westchnień w... lustrze. Tak: w lustrze, które zwielokrotnia i odwzajemnia jej załamane uczucia. Tajemnica lustra – mimo, a może z powodu jego przejrzystości – pozostaje nieodsłonięta.
5.

ogród zimą wzbierał hałasem
śniegu suchych liści szelestu skrzydeł
gołębi zamierających w powietrzu

Taką sensoryczną „nadwrażliwością” rozpoczyna się wiersz Ogród zimą. Jest w tym utworze wszystko: dziecięca „nadczułość”, obłok podwójnych oddechów wnętrze pytań nie znających odpowiedzi, wreszcie – ciemnienie ogrodu. I choć w końcówce (odwróciłam się – [ogród] przestał istnieć) pobrzmiewają echa solipsyzmu, to jak zazwyczaj u Filipczuk da się ją też czytać inaczej – jako wyraz „mocy kreacyjnej” człowieka.


6.

Jak mierna potrafi być wspomniana wyżej moc, jak niewiele zostawia miejsca na prawdziwe bycie, świadczy wiersz kolejny.

moje życie jest napisane
w czasie przeszłym

– a więc stracone z chwilą konstatacji jego istnienia. Pomoc nie nadejdzie ze strony czasu teraźniejszego, który

chwieje się
jak niepewny liść na drzewie.

Pozostaje nadzieja, ta „wiara wymierzona w przyszłość”, jednak

przyszłości nie słychać tylko
kołatanie serca pukanie do drzwi

a one się nie otworzą w żadnym z czasów

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Podsumowując powyższe trzy, blisko obok siebie ulokowane w tomie „Klucz”, wiersze półżartobliwą narracją psychologiczną: możemy obserwować, jak bohaterowie wychodzą z „fazy lustra”, idą na spacer do Ogrodu i porządkują swoje życie w trzy odrębne strefy, z których każda stanowi całość, lecz które, zebrane pospołu, „całości” bynajmniej nie dają.


7.

Tu w labiryncie krwi gdzie mieszkam wszechświata nie ma
Zniknął

Wiersz „Wszechświat” można odczytać jako przewrotną anty-genezis. (Zgodnie z podaniem biblijnym, (wszech)świat powstał ze słowa, które „było na początku, u Boga i było Bogiem”. Tu odwrotnie: niewypowiedziane słowa powodują anihilację wszechświata). Czym jest wszechświat? Należałoby może połączyć znaczeniowo grecką etymologię tego słowa (kosmos = ład) z jego uosobieniem i pochylić się nad wewnętrznym porządkiem człowieka, z chwilą niewypowiedzenia pewnych (w domyśle: ważnych) słów ulegającym nieodwołalnej destrukcji. Bliższe to życia niż wersja biblijna; od „pustki ukrytej w słowach” gorszy bywa tylko ich brak.


8.

schiele malował
rude włosy modelki
jej zielony chłód

W utworze pt. „Schiele” panuje zmysłowość, jakby „wydarta metonimii”. Bo czy poniższy fragment, mówiący w sposób „okrężny” zapewne o cenie obrazów, nie emanuje tajemniczą sensualnością?

rude gwiazdy są słone
i pokryte
łuszczącą się farbą


9.

Tytuł wiersza Wszystko na sprzedaż to znak czasów, w których wolimy mieć niż być. Za sprawą słówka na, każda rzecz i fenomen okazuje się być środkiem do celu, nie celem samym w sobie:

płótno na żagiel
pióra na skrzydła
miłość na znak
ciało na oddanie

Tak właśnie rzeczywistość – zasoby, przyroda, cielesność, duchowość – ulega wyczerpaniu i konieczne jest kolejne

tkanie płótna
darcie piór
rozkładanie nóg

W ten wypróbowany sposób udaje nam się, być może, powstrzymać rwanie włosów / rozkładanie rąk.


(Cytowane wiersze pochodzą z tomów: "Cafe Chaos", "Klucz", "Sieć".)