środa, 18 czerwca 2014

Życia nie ma gdzie indziej




Tytuł tego, pomyślanego jako polemika z przesłaniem powieści Kundery*, minieseju, wymaga, być może, krótkiego wyjaśnienia: skąd wiem? Istnieją przecież inne planety, gwiazdy, galaktyki... Tak – a jednak, jak śpiewa Bono:

there's nobody else here, baby,
no-one for you to blame,
no-one to point their fingers,
it's just you and me and the rain.
nobody made you do it,
no-one put words in your mouth.**

Spotkanie z samym sobą może okazać się dla nas tym boleśniejsze, im bardziej wiemy już, że „Piekło to inni” – i im bardziej, w związku z tym, musimy czuć się Bogami. A któryż to Bóg powstrzyma się od wyładowania gniewu, choćby i na sobie, gdy pod ręką zabraknie ludzkości?
Na razie jednak ludzkość istnieje i w dwóch różnych okolicznościach powstają dwie różne książki. Ze znudzonego przesytu wzniosłą poezją Kundera tworzy powieść obnażającą prawdziwe – a więc, jego zdaniem, niskie – instynkty leżące u źródeł lirycznych inspiracji. Inny wschodni Europejczyk – Węgier żydowskiego pochodzenia, Imre Kertesz – pisze autobiograficzną relację z pobytu w obozie koncentracyjnym***, w której zakończeniu określa ten czas jako „krystalicznie czysty Auschwitz swojego dzieciństwa”. Obie niepojęte. A jednak coś pozwala mi zrozumieć. To, że nie jest sztuką napisać rzecz o jałowości sztuki, pod którą czai się banalność życia. Sztuką jest pokazanie siły człowieka, który mówi: „krystalicznie czysty Auschwitz mojego dzieciństwa”, pamiętając jednocześnie, że życie było właśnie tam.









* Milan Kundera „Życie jest gdzie indziej” (1973);

** „nikogo więcej tu nie ma, kochanie / nikogo, kogo mogłabyś oskarżyć / nikogo, kto wzniesie oskarżycielski palec / tylko ty i ja, i deszcz. / nikt nie kazał ci tego robić / nikt nie włożył słów w twoje usta” – U2 „If God Will Send His Angels”;

*** Imre Kertesz „Los utracony” (1975).


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz