sobota, 17 grudnia 2016

tatuaże są rodzajem komunikacji międzykomórkowej


(wiersz inspirowany poezją Anny Adamowicz)


samą siebie obrać ze skóry rylcem

versu, żeby zobaczyć, jak wygląda

i pod. że jest się tylko

science fiction pomiędzy płaszczyznami,
na których

mnie gubisz. wstążką Möbiusa

wypuszczoną z rąk.


wtorek, 22 listopada 2016

rymarzenie


człowiek jest zwierzęciem oswojonym:
tym, którego nie da się
oswoić. ozwajam
go często wątłe miasto, które tętni jak trans
-formatory: (s)os-
oczami w limfoczytelniach
nieboskóry. też jesteś
miastem odsłaniającym swoje
kręgo-

słupy dla ogłoszeń, ogołoceń
z pasków sensu przez wiecznie
czujnych paserów, czułych
pasażerów podmiejskiej
żeglugi

po szlugi, szlaban pełen szafotowych
gestów, sztafeciarskich niesmaków i

niesnów.


środa, 16 listopada 2016

*** (od kobiety odchodzi się jak...)


od kobiety odchodzi się jak
skóra od kości

księżyca: świetlnie,
powłóczyście. od kobiety odchodzi się

na palcach wskazujących
państwo środka, złożone

niby przekrój poprzeczny
łzy. umiem odchodzić od

kobiet jak od zmysłów, choć ostatnia kobieta,
którą opuściłam, była

już mężczyzną

życia innego faceta. dotąd
nosiłam ją w lusterku, od tamtej pory

jedynie w śpieszących się medalionach,
bladych małżach powiek.


niedziela, 6 listopada 2016

*** [Mag...]


Mag
da Lena odeszła
od tematu, który brzmiał:
świat. przestała
mieć z nim cokolwiek
spójnego. zdążyła go
tylko spolaryzować, rozszczepić
na biegun przyciągający
i odpychający. strefy
podzwrotnicowe
odtąd już nie markowały
jakichkolwiek połączeń. między
daleką Północą a głębokim Południem
zaległo milczenie przerywane
sporadycznie wyładowaniami zórz
polarnych
. słychać było wtedy tylko
niewyraźne słowa: na imię mi Mag-
ness. nie zapomnę jej pięknego,

stalowego spojrzenia.



piątek, 4 listopada 2016

wejście awaryjne


twoja litera otwiera coś we mnie
być może pamięć czasów gdy pismo sankcjonowało nierówność
      trwa dłużej i dotyka mocniej niż gdyby dotyczyło tylko mnie
samej umiejętności chowania się między wersy nie da się nauczyć
inaczej niż wysnuwając z nici ariadny labirynt


czwartek, 3 listopada 2016

Tryptyk o zwierzętach i koafiurach


I

Pozbierać i przytulić wszystkie łupiny serca, które się
wykluło i śpiewa wniebokłosy,
bo war, kotne komety i asteroidy
wciąż nie formują przedziału
odczuwania, najwyżej przedziałek.


II

Robisz takie podkówki, że nie przypasują i
małe kucyki, chyba
że ktoś je odcho-
mąci, zmąci na odchodnym jako nic nie-
znaczący omam karuzeli
wcieleń (rosyjskiej
ruletki).


III

A wystarczyło ściąć
się
na jeża(ch), opisać te miłe ssaki jako punkty
zajścia niezwyczajnych wypadków
lirycznych za
płaszczyznę kartki.


wtorek, 1 listopada 2016

jesteśmy (wszyscy), by się odwracać*


jak koty - ogonem
do siebie. do tego, co w nas,
łkając, pyta: ki cię
zdobył? ki cię zatrzymał na

dłużej niż trwa odwrócenie

losu, nieodwracalne?

tyle kosztuje orfeida,
foremna postać melancholii.
tyle ci mam do powiedzenia
we wtorek, wtórując wszystkim
byłym dniom tygodnia.



* tytuł by Monika Olech

wtorek, 25 października 2016

saharoza


nie chcę, żeby moje wady były ci
perwersją. byś mówił: chyba znasz swoją
wartość. nie chcę wychodzić
ci naprzeciw w czarczafie
klepsydry. w kolekturze piasku
pod powiekami nastąpiła kumulacja
losów nienaturalnych. czuję to
jak wielki kamień na nerce, o
tu.


poniedziałek, 24 października 2016

piszczel, nie żebro


odszedłeś, a świat kręci się
zgodnie z ruchem twoich wskazówek.
trochę ciepła, gdy zatną się werki,
rozchodzi się z przeciągłym west
tchnieniem. odeszłam
od pozostawionych przy zdrowych
zmysłach, a świat
nie wyhamował - wpadł na wielki
pomysł. (odtąd będę cię witać w gorsecie


klepsydry).


przeczucie


wszystko potoczy się naturalnie
natalnie (ta, natalnie!)
na nie

pociąg nas zbije
z pantałyku
panta-rei
partnerstwa
i panterkowych pantalonów -
a wszystko w rytm totakto
wyścigów kół wzajemnej ab-
dominacji i powolności

z wyłączoną abs-trakcją


piątek, 14 października 2016

w stogu sjeny palonej. z ekranu płynie strużka dni


spotkałyśmy się na cmentarzu komunałów,
huśtałaś się na źdźble
trawy, stryczku warkotnej ko-


mety. lecz choćbyś była moją śmiercią,
źdźbłem w oku
czasu jego serce wybiega z głębokich


pszczelin, pełne snu
jak makówka, gotowe
na seans.


jajko pokoju


opowiem ci o twarzy strąconej w przepaść
przez przypadek. o ma(sz)karonicznych
maskach maskary masowej karze za
narodziny. opowiem ci o społeczności – 
zegarze i społeczeństwie maszynie
termodynamicznej. chcę żyć w tym
pierwszym, a zamiast tego zabijam cię w afekcie
cieplarnianym. zmieszaj więc cyfry arabskie
z rzymskimi, zmartwychwstanie z metem-
psychozą, tłok z werkami, wskazówkę
z rozwlekłym wprowadzeniem
w błąd. a cuckoo* wylosuje jajo
-głową lunę
ze szpary w krat
erze i puści ją w niebo 
jak



* cuckoo – kukułka, wariat(ka)

niedziela, 9 października 2016

tysiąc i jedna (1-3)


1.
Są dni jak czerwona wyrwa w bruku ulicznym, i to był jeden z nich. Dni jak dżin unoszący się ponad czasem, kiedy wszystko wydaje się cytatem, kiedy każdy cytat wydaje się prawdziwszy od rzeczywistości. Kiedy jestem głodna cytatów, i żaden cytat nie zaspokoi mojego głodu. Dlatego chcę je z siebie wydrzeć, na głodzie złożyć w kolejny kawałek papieru. Ale one już są w innej opowieści, patrzą na nie inne białka innych oczu.


2. (mandala)


Mam taki sen, że nie jestem u siebie. Włamuję się do nieswoich mieszkań, aby w nich spać. Kiedy budzę się rano, jestem już zwykle w innym mieszkaniu, znowu nie u siebie.
W dzień jestem ślimakiem. Muszę naczytać się życia, żeby w ogóle pamiętać je żyć. Noszę na plecach spiralę i śmierć. Noszę na plecach połyskliwy powrót, każdej nocy w inne miejsce. To świat się przekręcił, kiedy żyłam na pamięć. Nie obchodzę pogrzebów, obchodzę potrzeby (zwłaszcza - swoje własne). Zamykam je co dzień w innym bagażniku obcej jawy, z rurą wydechową skierowaną do środka czasu.


3.
Ani linearność, ani kłącze światła. Musi być oświetlenie ukazujące barwę twoich oczu, gdy odjąć od oczu binokle. Musi być ciemność powijająca przesmyki księżycia. Nie kompozycja, a dekompozycja. Nie patrzenie, a opatrywanie. To, co się zacznie, nigdy się nie skończyło.


sobota, 8 października 2016

hole


pamiętać czeluść
znaczy dotknąć jej brzegów
bezinteresownym szarodziejstwem

zasypać czubato
otchłanie światłem

pamiętać przepaść
zanim
przyjdzie zapłacić przekraczalne


sobota, 17 września 2016

Jolanta Zarębska (Zola111) - Szeptucha poezji



         Jolanta Zarębska, znana na Portalu Pisarskim jako Zola111, jest tego miejsca wielką – nie tylko poetycką – Osobowością. Pisze wspaniałe recenzje i komentarze, służy innym radą dotyczącą twórczości, ma dla wszystkich mnóstwo ciepła i serdeczności. Przede wszystkim jednak od siedmiu co najmniej lat daje się poznać jako niezwykle utalentowana poetka, i właśnie jej twórczości lirycznej chcę poświęcić ten miniesej.
         Jolanta Zarębska wydała w 2012 roku tom wierszy „Śpiewam i milczę”, który sam w sobie wart jest osobnego omówienia. Tu chciałabym się jednak skupić na wybranych (pochodzących zarówno ze wspomnianego zbioru, jak i spośród tekstów lirycznych publikowanych w internecie) utworach, które najbardziej mnie zafascynowały: oscylujących wokół szeroko rozumianych doświadczeń granicznych.
         Pierwszym tomikowym wierszem przynoszącym dotknięcie tamtej strony jest rymowa Dama. Już pierwsza strofa urzeka oryginalnością poetyckiej wizji:

szykuję się na tamten brzeg,
tak, żeby mnie nie zaskoczyła,
ta, co za nami szyła ścieg,
a była przedtem, zawsze, była.1

Jak widać, tytułowa personifikacja śmierci stanowi połączenie postaci trzech greckich Mojr czy też rzymskich Parek: przędącej Kloto, czuwającej nad długością nici Lachesis i przecinającej tę nić nożycami Atropos. Jak pisał Martine Courtois w eseju „Pani śmierć”, „imię Atropos, które dziś jest nazwą ćmy nocnej zwanej także t r u p i ą c z a s z k ą, w naszej literaturze desygnowało śmierć”.2 Jednakże, z opisu szyjącej za nami ścieg, wyłania się u Jolanty Zarębskiej także obraz ludzi jako przeciwnych (rozerwanych?) „pół jednego ubrania”, które dopiero tytułowa Dama zespala ze sobą. Wizja iście kojąca, a przecież – przyprawiająca o ciarki. Aby zrozumieć, jak na poziomie mitologicznym doszło do tego „rozerwania”, można by przywołać fragment wiersza Joanny Mueller, w którym, mówiąc o „zabłąkaniu [ludzi] w przeciwległe bieguny semantyczne”, przedstawia własną wersję Genesis:

„(...)
A staliśmy się przecież pionkami bogów.

Rozdzielono nas
drgnięciem twojej dłoni,
gdy sięgając po dłuto,
chwyciłeś glinę.

Dlatego nie ranieniem kamienia
mnie stwarzałeś,
lecz palców muskaniem.

Przez co jest człowiek –
pytasz.
– Przez to, że cierpi.

Teraz rozumiesz...?” 3

By lepiej skonceptualizować sobie pointę Damy, warto z kolei sięgnąć do początku eseju Michela Vovelle „Historia ludzi w zwierciadle śmierci”:

„Historia śmierci jest może dlatego właśnie tak fascynująca – chodzi o to, by sytuację odwrócić i czytać tę wymianę spojrzeń na wspak; wychodząc od śmierci i od stosunku ludzkości do śmierci, odnaleźć człowieka, uchwycić jego reakcję na owo przejście, które nie toleruje żadnej próby oszukania go”.

tłumaczącego dobrze zarówno końcowy zwrot w sytuacji peelki, jak i – podany nie bez ironii – cały humanizm klęski projektu oswojenia Nieuniknionego:

dziś miałam ją w tych samych rękach,
które pędziły za spełnionym.

lecz szyba niefortunnie pękła.
i znowu jestem nie z tej strony.

         Nie bez przyczyny rozpoczęłam pracę od omówienia utworu nastrajającego tak transgresyjnie 4. Jolanta Zarębska jest bowiem – by posłużyć się tytułem jej własnego wiersza – liryczną Szeptuchą, bez problemu przekraczającą granice (za)światów. Szeptuchami nazywa się na Podlasiu starsze kobiety, które leczą chorych za pomocą szeptania, łącząc w ten sposób tradycję prawosławnej modlitwy z pamięcią pogańskich wiedźm – „tych, które mają wiedzę”. Jolanta Zarębska także leczy – niekiedy z nadmiernej pewności siebie, jak w utworze Dumna, zaczynającym się od słów:

a ja wiedziałam, że on nie wyprowadzi cię z Hadesu.
ważne, jak się wyprawiał!
wyprowiantowany przez matkę i sąsiadki,
słyszał:
jaki dzielny! jak umie kochać!
jakie pieśni o tęsknocie śpiewa,
żeby przebłagać fatum!
jaki jest piękny w nieszczęściu!
ile ryzykuje! może przecież nie wrócić!

Jak widać, peelka zwraca się do mitycznej Eurydyki. „Zagubienie” tej ostatniej po drodze przez Orfeusza okazuje się lustrzanie symetrycznym odbiciem jego pogrążenia się w miłości własnej:

i poszłaś.

za nim.
zanim wywiódł cię z mroku,
upuścił z rąk kitarę.
schylił się, by odzyskać
ukochany
instrument.
wtedy zobaczył ciebie,
zupełnie przez przypadek.
i zadrżała trwoga
nie tylko w Hadesie,
a ty zobaczyłaś w lustrze
siebie i jego.
(lustro ustawiono tam przez przypadek).

i zawróciłaś.

         Zniknięcie Eurydyki odzwierciedla jeszcze inne odwrócenie. W eseju „Narodziny przez śmierć” Regis Debray pisze: „Zwróćmy się zatem w stronę Greków i ich słonecznej kultury, do tego stopnia rozkochanej w życiu i patrzeniu, że jedno mieszało się z drugim: dla starożytnego Greka żyć to nie, jak dla nas, oddychać, lecz patrzeć, a umrzeć – to stracić wzrok. My mówimy >>ostatnie tchnienie<<, oni: >>ostatnie spojrzenie<<. Oślepić wroga to gorzej niż go wykastrować”. U Jolanty Zarębskiej jest dokładnie przeciwnie: zobaczyć znaczy utracić życie; spojrzenie w lustro powoduje wszak powrót Eurydyki do królestwa umarłych.
         O związkach obrazu ze śmiercią pisze dalej – na poły aporetycznie – Debray: „Ceramicy ateńscy przedstawiali niekiedy narodziny obrazu w postaci miniaturowego wojownika, wydobywającego się z grobu żołnierza, który zginął w boju, to znaczy najpiękniejszą śmiercią. Obraz świadczyłby więc tutaj o triumfie życia nad śmiercią, odniesionym dzięki śmierci. (…) Znak pochodzi od sema, kamień nagrobny. U Homera sema cheein to wznosić grobowiec. Znak, po którym rozpoznajemy grób, poprzedza i wprowadza znak podobieństwa”. Ta derywacja obrazu czy – szerzej – sztuki „od grobów, a potem (po jej wygaśnięciu) – od ponownego pobudzenia do życia przez śmierć”, stwarza ryzyko prób zawłaszczenia przez innych naszych obrazów w celu uzyskania symbolicznej władzy nad śmiercią, wywołania „transferu dusz”. To właśnie, jak się wydaje, casus Orfeusza z Dumnej, czy zdradliwego kochanka, przed którym tytułowa znachorka ostrzega w Szeptusze:

wywlecze z ciebie duszę,

rozrzuci po miastach, wsiach, skopiuje i wklei
we własne bezurodzaje.
albo wytrze gębę, zakurzone lustro.

porzuci jak kukułcze jaje, byle dalej
od sumienia.

         W eseju „Tworzenie tanatologii” Louis-Vincent Thomas pisze o dokonanym przez Michela Fromageta antropologicznym rozróżnieniu „trzech ukształtowanych historycznie sposobów” postrzegania śmierci: śmierci macierzyńskiej, śmierci jako agresji oraz śmierci jako sankcji. Pierwszy z nich – śmierć macierzyńska – wiąże się z „powrotem do Ziemi-Matki, z perspektywą odrodzenia się w łonie kobiety należącej do tego samego rodu” i wynikłymi stąd „strachem, rozstaniem, ale także ufnością, spokojem wewnętrznym”. Temu sposobowi przeżywania ludzkiego umierania w myśli psychoanalitycznej odpowiada instynktowne id. W kontekście kolejnego niezwykłego, reprezentującego ten typ podejścia do śmierci, utworu Jolanty Zarębskiej pt. Cieśnina, który przytoczę w całości:

za tą ścianą jest wolność.
prawdziwa wiara i moc.
musisz jedynie przejść przez oko sieci.

- kiedy pierwszym razem przeciskałeś się przez wilgne ciepło,
instynktownie zmierzałeś do światła. tajemna siła parła
do dziedziny sukcesu, choć miało tam być sucho
i znacznie zimniej. Bolało.

- drugi raz nakazał zmierzyć się z lepkością
urodzinowego tortu. jak nie przetknąć palca
przez koronkę bitej śmietaną słodkiego sekretu?
Musiałeś.

- kolejne przetkwienie znaczył wstyd i zdobycie bastionu
obopólnej zgody, pokonanej jak mur, czemu głowa
nie poradzi.

- dziś przebijasz się przez kruchą tkankę
na drugą stronę. nogami do przodu. ledwo pamiętasz
rozkaz: w stronę światła, durniu, w stronę
światła!

istotna wydaje się przede wszystkim psychoanalityczna interpretacja NDE („near death experience”, czyli doświadczenia bliskiego śmierci), zgodnie z którą:

„Ciemny tunel to odbicie fantazmatu opuszczenia (śmierć jest początkiem podróży), ale symbolizuje również przebycie dróg rodnych kobiety przez noworodka; defilada wspomnień to odtworzenie życia przed jego utraceniem; (…); wejście w krąg światła odpowiada odczuciu oceanicznemu, o którym mówi Freud”.

W ten sposób wizja poetki okazuje się dużo bliższa psychologii umierania niż np. – stanowiący do pewnego stopnia jej negatyw – obraz zawarty w wierszu „Wieczór zanim zapadnie” Joanny Kulmowej:

„Tak uczyni się szpara w materialnych przestrzeniach
żeby wieczór
żeby anioł
przeszedł”.5

         Opisane psychoanalityczne konotacje nie kłócą się w poezji Jolanty Zarębskiej ze snuciem rozmaitych – wywodzących się z różnych tradycji religijnych – wizji eschatologicznych. Jeden z wariantów pośmiertnego losu człowieka (a co najmniej: jego duchowego „pierwiastka”) przedstawia wiersz pt. Natalia. W stanowiącym fragment „imiennego” cyklu, inspirowanym etymologicznym znaczeniem imienia utworze poetka ukazuje bohaterkę podporządkowującą sobie wszystkie żywioły. Przypomnijmy, że koncepcja, zgodnie z którą świat – zarówno widzialny, jak i niewidzialny – składa się z czterech żywiołów: powietrza, wody, ognia i ziemi, przynależy m. in. filozofii buddyjskiej. Tytułowa Natalia:

nie zlęknie się wichury. (…)

każdą powódź zatrzyma pryzmami piasku z klepsydry. (…);

poradzi sobie z ogniem (…)
kontroluje uniesienia.;

błoto, rzucane mimochodem w twarz, nałoży jednym godnym spojrzeniem. (…)
wykorzysta jak maseczkę kosmetyczną”.

Jak widać, bohaterka jest z żywiołami za pan brat i na ich wzajemnym uzupełnianiu buduje swoją wiedzę o świecie i tworzy własne sposoby na przetrwanie. Istnieje wszakże coś, co może tę egzystencję złamać:

pokona ją dopiero sceptycyzm, brak wiary, że wszystko można zmienić.
cofnąć słowa, rzucone pod wiatr, wyznania, jak lanie wody,
płonące zapewnienia, pieniądze, wyrzucone w błoto.

To „piąty żywioł”, domena zwątpienia i zaprzeczenia, okaże się dla Natalii zabójczy. Jednakże, wzmagająca jeszcze niesamowitość takiego scenariusza pointa:

poznasz ją po znamieniu. zrezygnowała z przyjścia na świat.

świadczy o podwójnej roli sceptycyzmu: jako czynnika unicestwiającego i jako klucza, który otwiera przed bohaterką inne (także dlatego, że odmienne od zakorzenionych w Europie wierzeń eschatologicznych, a bliskie buddyjskiej wierze w reinkarnację i bardo6) światy.
         Poezja Jolanty Zarębskiej to wreszcie miejsce najbardziej niezwykłe, bo spotkania – w wielu przypadkach autobiograficznie skonstruowanej – peelki z... duchami Zmarłych Bliskich. Niezależnie od tego, czy dochodzi doń w specjalnych obrzędach a la pogańskie Dziady (zasiadam do stołu z duchami przodków w utworze Kto jada samotnie, samotnie umiera), czy – przy okazji różnych zdarzeń z życia codziennego (a babcia Hania patrzy na mnie z nieba / grozi palcem, przymruża czarne oczy w wierszu Durnowata), więź ta okazuje się fenomenem niezwykle cennym i głęboko poruszającym, przy tym wszystkim zaś – zaskakująco naturalnym.
         Rzec można, że poetka najpełniej – bo własnym życiopisaniem – zaświadcza sens najwyższej możliwej afirmacji istoty ludzkiej, którą Krystyna Miłobędzka ujęła w zwięzłym zdaniu: „kocham cię razem z twoją śmiercią”.7


______________________________________________________________

1 cytaty kursywą pochodzą z twórczości Jolanty Zarębskiej;
2 cytaty w cudzysłowach, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą z esejów zamieszczonych w książce „Wymiary śmierci”, wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2002;
3 fragment wiersza Joanny Mueller o incipicie * (– Przez co jest człowiek? – pytam...), zamieszczonego w dwutygodniku edukacyjnym „Cogito” pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku;
4 „Twórcą koncepcji transgresyjnej jest J. Kozielecki, który określa transgresję jako >>zjawisko polegające na tym, że człowiek intencjonalnie wychodzi poza to czym jest i co posiada<<”. (cyt. za: http://www.szkolnictwo.pl/index.php?id=PU9722 ). „W ramach psychotransgresjonizmu [Kozielecki] formułuje koncepcje człowieka transgresyjnego, czyli człowieka wielowymiarowego, który posiada zdolność przekraczania granic materialnych, społecznych i symbolicznych”. (cyt. za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Transgresja_(psychologia) ).
5 fragment wiersza Joanny Kulmowej „Wieczór zanim zapadnie”, cyt. za: Agnieszak Czyżak, „Kiedy zrzucę spękaną chitynę. Poezja przeciw materii” [w:] „Cielesność w polskiej poezji najnowszej”, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2010;
6 „bardo – w dosłownym tłumaczeniu: >>stan pośredni<< (…); najczęściej używa się w odniesieniu do stanu pośredniego między śmiercią a kolejnymi narodzinami” (cyt. za: Dorota Bachmann, „Szum” – słowniczek);
7 Krystyna Miłobędzka, wiersz z tomu „Po krzyku”.




wtorek, 23 sierpnia 2016

aria dna


ściskam dziś twoje
dłonie powstaje wielobarwna
tkanina. ile to już,
o, snów, jak
wiele różnokolorowych
wątków, pęczków,
kresek i kropek na bajkowym kro-
śnię. przyjeżdżasz
na jawie, zawieruszasz się w śnie
gach głębokiej Północy. oś żądnych
musnęła oś odciętych, wchodzimy w dzianinę
czystej matematyki. minimum funkcji 
ciągłej? pytasz z ledwie dostrzegalnym
grymasem wyższości. – peplum odpowiadam
zwięźle, bez uśmiechu.


niedziela, 7 sierpnia 2016

bóg rzeczy małych


to ze względu na ćmy budujemy Elektryczne żarówki
wyskubujemy dla świerszczy resztki z przełyku morza
między Fatą a Morganą
to miód nauczył nas dzielić czas na pszcze-
liny mówić: ule–ciało 
wołać: pasi konik krzyczeć: lino-
skoczek (jed)wabić (otch)łanie



piątek, 29 lipca 2016

segmentacja /idzie na księżyc/


fałszywe ślady na śniegu
głos rwie się z głębokich pszczelin
(lod)owce gubią lekki puch
zima współ(is)tnie(je) zaparowane szyby
pokrapia letni deszcz (ule
ciało stąd niebieskie)


żywe srebro


wiesz że zazdroszczę ci


niezłamanego młotem charakteru
pisma wręczonego Mefistofelesowi do rąk własnych
i odpowiedzi wcześniejszej niż czas


wiesz ale


niekoniecnie* bierzesz poprawkę
do konstytucji psychofizycznej za wykładnik
potęgi tak silnej jak instynkt


samozachowawczy proroku ciemnowidzący                                                                      
                                                                           niebo
(-strzyków) podziwiam twoją podróż do miejsc


gdzie wiją nie gniazda a drogi


______________________________
* cytat z wiersza Moniki Olech


czwartek, 7 lipca 2016

a rush of blood to the head


ciemne strony kartki
znasz je lepiej ode mnie,
autorki kilku wzruszeń
gruntu rzeczy
pospolitszych. coś się przebija przez Cię-
mność, coś się kruszy w palcach
bryłka, ziemiorodek. będziemy chować
                               głęboko


stracone złudzenia.

materializaczki: ochrotoniczność


do mnie, manie! krzyknął gwasz zgwieszony,
rozbełtany Bałtykiem przedmieści
tego, co i czarne na czerwonym
falochromym lak-musem szeleści


do mnie-manii daleko, cynobrze,
temu, co manowiec topi w minii
bez pamięci niemniej, bardzo dobrze
skroić kwintą kwartę paronimii


poniedziałek, 4 lipca 2016

niewidka (nie w moim imieniu)


Z wywiadu z Dobrosławą Gogłozą, prezeską Otwartych Klatek:

 "Jaś Kapela: - Czego Polak nie wie o hodowli przemysłowej?

Dobrosława Gogłoza: - Że ona dominuje. Zdajemy sobie sprawę, z tego, że jest kiepska, ale cały czas wierzymy, że to margines. Działa paradoks widoczności: przejeżdżamy przez wieś, widzimy kurę, świniaka, chodzą sobie szczęśliwe po podwórku i wydaje nam się, że to one wylądują na naszym stole. Kawałek dalej mijamy wielki budynek bez okien i myślimy: o, dotarły inwestycje, jakaś produkcja. A w tym budynku, który wygląda jak niewinna fabryka, w klatkach siedzi 100 tys. kur. Niemal 100 proc. zwierząt hodowlanych w Polsce żyje w takich ponurych miejscach."

(Źródło: "Gazeta Wyborcza")




nie ma mnie
z drugiej strony sznura
który uciska modnie twoje gardło
to się nazywa niedobranie
kwiatka do kożucha
w elektrycznym świetle elektrycznych pałek
każde słońce patroszy się żywcem



sobota, 2 lipca 2016

*** [w antyk...]


w antyk-
wariacie wspomnień zasta-
nówka nieśmigana, łamania
i zrosty fan-
tomowe gratis,
chodź ze mną na molo-
chy, chyba nie widziałeś mnie jeszcze
w tych rolkach, ba, bardzo chcę po
wiedzieć (o) sobie coś, mój eks-
librisie, możliwe, że za cenę
bez met-
ek(h).


piątek, 1 lipca 2016

krajobrazy


drzemiesz na zewnątrz mnie
dr(z)wisz bez powodu
kiedyś musiało być inne
być lepsze
być


albo nie być nikomu nic winną
rozpracowywać krzyżówki wody z żar(t)em
lite teorie terroryzmu
wkładać między kartki
listu gończego za pra-
Wdą


w (po)korze jest otwór
którym przesącza się nie, bo...


niedziela, 26 czerwca 2016

wiersz zaleśminowany


pośniedziałek zakrwitnąć chciał w lustrze
ale chorek przyskoczył syn kopy
ogorzały be-molem przy wódce – 
nie dał z ostróg zestąpić mu stopy

ty słoneczko tak gieroj zakrzyknie – 
narcyzeluj lepiej swoje imię
co być może nie dało się brzytwie
wkrótce jednak sz(k)arłatem popłynie

rozśrodzona bez reszty czwartyka
zaniebiegła przemożnie zielmorzom
tylko wieko wieczyste im bryka
nim obrazy w tru(e*-)mnie się nałożą



* w true-mnie – (z pol.-ang.): w prawdziwą mnie


(meta)fizyka w telekinezie


ok. o, liczności poszły się uprawdo-
podabniać. nie ma, nie ma wody
czasowanej, z rud lanej. pustyni
też brak, Morgana medytuje
nad funkcją fatyczną. tylko jeden ptak ma na imię:
czy żyć? śmiać się w kułak, my( )śląc
za granicę obrazy.


piątek, 24 czerwca 2016

s(c)ylla('s )bus*


przypomniało mi się, czemu co dzień czuję coś innego.
dziś znowu zapomniałam


się w mięsnym, chrzęstnym, tęsknym
spojrzeniu na twoje usta


nowione granice i lądy. spod lady,
spode łba, podajesz mi butelkę


listów z esprit** esperanto.
nadawca przeżywa gotycki horror,


co działa równie fanta-stycznie,
jak hetyckie gore***, od którego zaczęłyśmy.


zaczęłyśmy?

_______________

* (ang.) program nauczania / autobus Scylli
** (fr.) duch, dusza 
*** https://pl.wikipedia.org/wiki/Gore


środa, 22 czerwca 2016

***


wyrwać z piersi kołek czarciej
kołatki
(zamiast tego dalej gryzę
się w rękę)


mój
coraz doskonalszy coraz taje-
mniejszy plan zabijania
czasu wam


-pier(r)otyzm


niedziela, 19 czerwca 2016

***

wypisało mi się wieczne pióro
i ja

wypisuję się z super-
ego(izmu) eschatologii super-
market(ing)u e-skatologii
i paru innych biało-
czerwonych lustrzelonych zwierciałek

środa, 15 czerwca 2016

galaktacje


zwyklnę was moje słowa
przesłyszane w zaświatach
w przeświecie niegotowa
bezdławienna kantata


u moru sam zaprzęgnę
księżyc do mlekowozu
aż krwią gwiazdy nabiegnie
lunatyczny kozodój


wykołyszę mdłe łyko
z jasnoświerszcznych sekwoi
byle tylko muzyką
darń się dała zagoić


niedziela, 12 czerwca 2016

imp(-)lo(a)ding star*


coś się we mnie zapadło
nie zapadło nic we mnie
t(ylk)o ws[ze]teczne** wahadło
urządziło tu ciemnię


czarna dziura na mapie
białą plamę wszechświata
rozpanierzy gdy złapie
mnie entropia kudłata


białą plamę na mapie
za wessie osobliwość
aż izochiet przyczłapie
mnogość brana za t(k)liwość



* (ang.) implodująca gwiazda LUB gwiazda ładująca chochlika;
** należy czytać oddzielnie z nawiasami ( ) lub [ ].


piątek, 27 maja 2016

*** (jesteś mi Cyrce i Ophelią)


jesteś mi Cyrce i Ophelią
cyrklujesz światy jak omphalos
wschodząc raz nowiem a raz pełnią
tego co się wymyka zdaniom


więc nie zapytam być czy nie być
ni jak dopłynąć do i takiej
wyspy co tylko śni się niby
owce i wilki bzy i maki


bo każdy kamień spada z serca
co w klatce bije wciąż na alert
jak (o)pętany innowierca
prowadząc równy bogom taniec


rzecz o cyfryzacji czasu


zegar jest cyklistą
obęcności w-z*ruszeń
czarnoziemu karo-seriami
trefnisiów


odrysowuje zoo
łzy na nieboklonie


cyk-listnie
cykl istnień
cyklist** tnie


gra werystycznie
wracając do akupunktury
wyjścia




* w-z – trasa samochodowa zbudowana w Łodzi
** cyklist (ang.) – nieco spolszczona wersja angielskiego 'cyclist' (cyklisty)


poniedziałek, 23 maja 2016

Susan & I (śledztwo)






wychodzimy z siebie
na pointach, umieramy
każda w swoją stronę* (po co
mi takie eufeminizmy
w miejsce para-bóli i e-lips**?)
a jednak rozpaczliwie
szukam Susan*** wśród starców
i (l)ust(er).






 * parafraza fragmentu wiersza Macieja Woźniaka:

"Z życia nie wychodzi się
przez drzwi, z życia wychodzi się przez siebie,
umieramy każdy w swoją stronę".

** e-lips (ang.) - elektroniczne usta

*** tytuł filmu z motywem homoseksualnym



piątek, 20 maja 2016

***


nie potrafię całować cudzych blizn
by zrastały się w białe kwiaty przy lustrze


wodnym roztworze tlenku czasu
który spędziłam wymazując linie papilarne


z języka na księżycu podobno pada
trochę światła drobne (me*)teorema-


ty nigdy nie zachodzisz w głowę
jej pierwszą i ostatnią (mi)nutę




* me (ang.) – ja, mnie


niedziela, 8 maja 2016

mapa bez Rubikonu


Gaza jest zawsze
jałowa, wypa(t)rzona
z lotu ptaka niby Nowy Lont – kontyn(g)ent
(prze)mocy. nie ma tu (In)Dian, a ty zarażasz wiarą
w papi-laryzm
map (od kiedy wykreśliłam z nich
ostatnią izo-hienę, zdążyłam odkryć,
że są miękkie jak język naszych matek, krucha
meto-nimia). podajesz mi
nasączone błękitem chusteczki
anty-statyczne z napisem: ramble
on*! a jednak: ...
milczę – like a map with no
ocean**. rozkładasz chustkę
Rubika.



* wędruj!/włócz się! (tytuł piosenki Led Zeppelin)
** jak mapa bez oceanu (cytat z piosenki Jamesa Blake'a)


wtorek, 3 maja 2016

***


jest taki układ odniesienia,
w którym nasze dusze poruszają
się ruchem jednostajnie
wznośnym – new tone
dźwięczy nam w uszach niby dynamo
Wielkiego Wozu, jak rygiel*, którym rozpo-
ścierasz srebrny pas
Oriona. zlizujesz
ze mnie gwiazdy
i gwizdy – to
będzie nieziemski koncert.



* Rigel – błękitny nadolbrzym, najjaśniejsza gwiazda Oriona.


sobota, 16 kwietnia 2016

czytając


książki są bardzo potrzebne jako wzorzec kantów
i nietzschego; skąd wiemy,
że zasnąć można tylko w jedną stronę?


cool tury dzielą się na długo-
i krótkopi(śmi)enne; blade twarze
netbooków sprzyjają tym drugim.


tymczasem w smutnych, lakmusowych papi-erach
umowy śmieciowe na rzut
towaru o ścianę nie
zawierają za groch s(e)n(s)u.


(errata humanum est?)


sobota, 2 kwietnia 2016

norwidoidalny


przeksięgowana na ciekawość
przetłumaczona na przekład_nie
mogłabym czasem nawet zabić
zanim (l)ust(r)ami (d)ech twój zgadnę


ukartowana w cienką talię
już nie odróżniam os od ostów
i nie wiem też kiedy medalion
spadł cienką krzywą prosto z mostu


na którym stałam samobójcza
chcąc rzucić perły między wieprze
co strzegąc ludziom bram Ogrójca
słowa rzucają im na wietrze


ale znam przecież inne (ch)lewy
i zapominam o czy?-wiście
pereł ciskanych wprost w cholewy
tego co  p i ę t ą  Ach! wieczyście


______________________________
z cyklu: norwidzenia


wtorek, 29 marca 2016

wodnicość


wróżymy z fusów,  fuse'ów* – zarysów nowych
lontów na majestatycznym tle
granatu. szukamy u-
kojenia w tylnej projekcji filmów docu-
soap**, ale statyst(y)ki mówią
nam niewiele, podobnie jak
gwiazdy. niemniej – muzyka
(wyższych) sfer pozwala na chwilę
zapomnieć o milczeniu – słonej
mil czułości.





* fuse (ang.) – lont
** docu-soap (ang.) – dokumentalna opera mydlana


wtorek, 22 marca 2016

(o)błędne koło

 
czy mieszczę w sobie
proch wszystkich punktów
widzenia, także – tych zawierających przepis na bombę neu(t)ronową? Wielki
Wybuch jest zjawiskiem
niewątpliwie starszym niż histeria
nat(ur)alna, lub został
nim obwołany za
szybką odpowiedzialną za
spłaszczanie nosa. nie, żeby tablet tabakiery był
tabu, po prostu czasem
wybucham – inter-

nowa

-na w πRL-u.



poniedziałek, 21 marca 2016

*** (i szepczę gwieździe na ucho...)


i szepczę gwieździe na ucho: my to takie p(o)rządki,
które wyrywają

z osłu pienia
(warkocze nad głową wier
tarka, a może maszynowo
stemplują mi ucho)
włókna konfabólacji i inne


ja, torba jednorażona 


piątek, 26 lutego 2016

oczas(z)owienie


poszliśmy za daleko po zerwanych mostach*
w nieczynnym lustrze zrobiliśmy popas
po pas w skrzywionych pokrzywach i ostach
by opleść nimi wskazówki w iloczas

oparcia domostw na kwitnącym bluszczu
włosów co nigdy nie czesał ich promień
niepochodzący z piętrowych oblustrzeń
źrenic zakwitłych na zegarzym schronie




* pierwszy wers jest cytatem z wiersza Miladory: http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/49007/villa-viola-nella


niedziela, 21 lutego 2016

(zbro)dnie


ktoś mi zamienił usta na dzióbek
kłujący stalle dla martwych bogów
hen w martwym niebie gdzie dźgam na próbę
chcąc wykuć diament z węgla i lodu

niesiesz mi linie krępe jak liny
lecz choćbym nawet huśtawką zdjęta
wsunęła szczelnie dłoń w skamielinę -
nie mnie lecz kulę (s)kier zapamiętasz

niesiesz ładunek - (ś)wist wyobraźni
z szulerni zgiętej pod mętnym niebem
pstro-pryzmobiałonocnych przejaśnień
i ust zastygłych w seryjne nie wiem