środa, 23 kwietnia 2014

jadłospirometria homofoniczna


moje imię brzmi A. Heelles(s) -
- Bezp(am)iętna, czy możesz mnie
delikatnie przełamać
jak wolę świeżo
upieczonego feniksa? wzlatuje milion iskier,
lecz nawet kiedy mówisz: Niko, ty, no!
skwierczy ci w skroniach: te, inna!


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

stalagnative speakers*


so** ple ple naszych języków spotykają się w czasoprzestrzeni 
są równoległe chociaż nie do końca
wymagają tłumaczenia symultanecznego






* stalagnative - ang. neologizm:
  stalagnate - stalagnat,
  native speakers - rodowici przedstawiciele danego języka;

** so (ang.) - więc.


sobota, 19 kwietnia 2014

(po)ród pośladkowy

 
nie do pomyślenia, ale jednak:
Jezus rodzi się per an(n)um*
wskutek pierwszego i nieostatniego aktu zapłodnienia
przez połączenie się dwóch plemników.
(jaja sobie robią! - słychać wokół.
ależ skąd. to tylko nieodzowny szczegół
dopełnienia cykliczności
czasu).




* per annum (łac.) - rocznie
  per anum (łac.) - przez odbytnicę


dekalogin


łamacze szóstego przykazania
obrócą się w zera o lasce
a nieskończoność -
w nie mów fałszywego świadectwa

chyba że szóstka wgoogluje dziewiątkę

w nieco spłaszczone yin-yang


sobota, 12 kwietnia 2014

cell man


dal tonizuję
szarością komórek
z intern-
etykietką podającą
ilość załatwionych
zer


*** [być jak odległe ciała niebieskie...]


być jak odległe ciała niebieskie -
pulsary, może białe karły, mające
za i obok okres supernowych.
być sobą tylko do szóstego wymiaru i siódmego
wtajemniczenia, dalej rozpłynąć się
w materię międzygniezdną, w całki, całuny
i całe lata prześwietlone zdjęciem
błękitnej sukienki.


czwartek, 10 kwietnia 2014

bardo* łazienkowe


testuję mentalnie
testament
stary i nowy
(pierwszy wyryty
w marmurze
muszli, drugi wydrukowany na
perfumowanym
papierze tiulowym
twoich dłoni)

twoje źrenice
otwierają się odpływem
krwi, wezbraniem
(od)bicia

serca






* bardo - buddyjski stan pomiędzy wcieleniami


z niemiecką precyzją


czas pęcznieje w zegarach
niedługo je roz-sadzi
(w) ponurym ile
zamiast (w) żyznym les(sie)

wytrąci ametystowy quarz


niepospolite puszenie. lot_to


wyrywam ci pióra
zostanie tylko jedno:


wróżenie z wosku 
pestek kluczy
żurawi taniec


wietrzny(ch) lotek


 

płynny kolonializm

 
tu, gdzie jestem,
gdzie mnie fluktuacyjnie
wniosło jak poprawkę
do aktu niepraw(n)ego,
krzyżują się gładkie pasemka
największych ludzkich
niegodziwości, złote
szlaki przemocy psychicznej i
ekonomicznej - bardziej dotykalnej, cienkie wątki
narzuconej narracji i przetarte
os-nowy pamięci o Mieście-Ulu
 
tu, gdzie jestem, czas e-migrował
e-mailem do ciepłych krajów
po mirrę, kadzidełka i słone orzeszki
ziemne twoich
piersi


chłodnie małej śmierci


rozchodzisz się po kościach -
metodycznie jak autoreumatyzm
części moich wierszy. co mnie
nie zabije, to i
ciebie zaboli - wolałabym umrzeć,
ale na razie
 
 
tylko jest mi cmentnie.


lustro w trzeciej kwadrze

 
chcę ci opowiadać
o Ali i znikającym kocie
i innych cząstkach elementarnych
które okrywają moje dłonie ciepłem kiedy
chcę ci opowiadać


przesądny dzień


nie Maria, choć Magdalena,
lustro o ujemnej
głębokości, blondwłosa czarna
dziura będąca jedynym
Wszechświatem - i jak ją
z siebie wypluć przez nieprawe
ramię?


przekładnia, która we śnie jest huśtawką


czy możesz zrozumieć
że zawsze będę tylko odchodzić i wracać
odchodzić i wracać
na rozstrzelanym zegarze
kryształki sensu powtórzą pierwsze słowo
zna mię
wyryte lewitującą wskazówką



***


świat się obsuwa do klatki
piersiowej, cała północna
półkula mózgowa ląduje w kontenerze
z napisem recycling, a ty mówisz:
te surowce nie są wtórne - widzę w nich wysoki
stopień wyspecjalizowania w komplikacjach - i jak tu dalej
korzystać z arterii, jak

nie dopuścić do skrzepu bijącego
się z myślami?



jaskinia czyli narodziny więzienia


obijam się o twoje oczy
choć pragnę nie rzucać się w

obijam się o stalag-mity
(stalagTyTy!) w mojej głowie

obijam się
od rana do nocy
i z powrotem o największe kanty
w historii

piszę życio-rysy


beatyfikacje


Chciałabym znależć się w Birk w domu
Katarzyny Kobro, dotykać twoich włosów

jak kropkowanych drzwi windy, układać
ci z piegów

Kompozycję poseksualną -

martwą naturę i

grad.


...


poszłam na łąkę, a przecież łapię twoje
zaskoczenie lekko jak motyle. to, co
wyglądało na chmury, jest w istocie siatką.
nie wiem, kto dyktuje nam oddech,
staję się o ciebie rzeczywistna.

czas odchodzi od zmysłów pulsacją języków.


morfinizacja


widzę wciąż nad sobą
wycięty z czarnego nieba
księżyc twoich włosów

upiętych spinką bladą jak strzykawka
cienką niby igła

to nów(ka)