poniedziałek, 29 grudnia 2014

przejęzycknienie


od zimy dostałam różyczki
na szybach i taniej i taniej opryszczki
mam rtęć na gorączkę i boję
się gdybać bo fal start wybije nas wszystkich


sobota, 27 grudnia 2014

*** (skłam mnie błędnym kołem...)


skłam mnie błędnym kołem
ubliźnij dotykiem
zwilcz niezapisane
podskórnym uchwytem

papilarną mapą
Nigdylandii zmaluj
prężystość izohien
i innych wrót raju


niedziela, 21 grudnia 2014

re.inkarnacja: wybierz anagnoryzm


spójrz na siebie. spójrz za mnie. co widzisz?
co czujesz? zamknij
skrzydła na obcym spojrzeniu, otwórz
oczy pod innym szyldem i ciem
mniejszą gwiazdą. w nagłym rozpo-
starciu zimna, które przechodzi


główną arterią.


piję kompot węgielkowy


odległości między oczami
a podłogą są gigantyczne. antyczne
kolumny, z których każda –
– drży. rżysko porasta już spełnione
myśli, przetestowane empirycznie
uczynki. kie imperium
rozrosło się na rabacie, teraz tylko
podlewać, pielić, przycinać.


nać dymu nie nadaje się do (zw)iedzenia.


***


w bólach najbardziej lubię
ostro kłujące ule–
wy, którzy nigdy nie dotykaliście
językiem ostrokrzewu, przełykacie
ś(li)nienie się klonów, łzawienie zła,
jakie zaspokaja waszą potrzebę
podania wam wszystkiego na papierze
lustra, was
stawiam pod znakiem zapytania, jak bezpośrednie
linki –

wieszający się (wolno) komputer


sobota, 20 grudnia 2014

historys


kochałeś mój obraz
jako kobieta – później odkochałeś się
w image'u i w kobiecości – został
ziąb lustra
którym leczysz guzy
pamięci krótkoterminalowej
i mojej


piątek, 19 grudnia 2014

(niepokój gościnny)


każdy człowiek ma coś,
co z nim dzielę – to trudniejsze do zniesienia
niż zakazy zabójstwa, kazirodztwa i kanibalizmu
razem wzięte i oddane
w Sztuce. bo czym jest to
coś, i czy jest miłością, czy jest
nienawiścią? i czemu
nie przestaje – ?


(przy)jaźnie


a więc dorosłość polega na przeżyciu
tamtego odrętwiałego dziecka
gwiazd i ładunków serconośnych
(kup mi normalność w pigułce anty-
-koncepcyjnej kup dwuznaczki
z beczki


soli!)


czwartek, 18 grudnia 2014

miasteczko Milam*


Ulica G(ł)ówna wygląda
zza sztachet jakby
przeciekały (e)krany
odtykowe. Ulica (Pery)Feryjna
ma za to zamiast domów same
nieaktualne kalendarze
(chcesz się dowiedzieć, kto
mieszka pod jedynką? musisz się urodzić
dziewięć kartek wstecz, przedtem umrzeć
jak(o) kot). Po skrzyżowaniu ulic
chodzi tylko wiatr-


rak.





__________________________________________________

* Milam - bardo (stan między wcieleniami) doświadczane również w tym życiu w czasie procesu śnienia i marzeń sennych.


podobno umrę zanim znajdę rym do nasypu


moje życie toczy się
jak superekspres, ale nie po
kolei. coś
otwiera we mnie ciasny
przedział dla niepalących
za sobą mostów, ale kto wie? i kto wie-
rzy Wierze? na wszelki wypadek
zaraz mnie namierzy konduktor


żałobny.


środa, 17 grudnia 2014

na choince


pierwszy raz miałeś imię dziewczyny
lniane imię
nie wiedziałam (po) co rosną za( )czyny
ani – co czynię


później powoli
pod obrusem – pierwszy promyk siana
prawda nas wyzwoli
ale wcześniej zapłonie (do) rana


niedziela, 14 grudnia 2014

***


dawno nie milczałam o tobie czarnym znikąd-
pisem nocy. wy-
rodziłaś się tego dnia, co
pewna Magdalena, pewnie –
stąd wrażenie, że jesteś z mojego
wyrocznika. i że masz w oczach jagody –
ja-gody. ja-głód.


sobota, 13 grudnia 2014

*** (znam czas...)


znam czas gdy mnie w ostrokół wpisywałeś
i słowa których nigdy nie przeczytasz
jasność gdy nów chciał zmierzch( tk)ać gdzieś nad ranem
los co w nas pragnie a wcale nie pyta


o granat w twojej przestronnej kieszeni
w której się tłukło serce wiatrołomu
choć żaden powiew nigdy cię nie zmienił
śnisz czasem że w niej nosisz klucz do domu


piątek, 12 grudnia 2014

Zima Mariny


serce wykrwawiło się w mig
jednak wcale nie umarłam
żyję z sercem białym jak śnieg
(t)len mi podchodzi do gardła


wstrzymaj go w tępej wędrówce
do prze-psze-NICznego nieba
wpuść kryształ w czas(z)ną tęczówkę
– (mi)nut nie ran słońca trzeba –



środa, 10 grudnia 2014

Dariusz Kosmalski (Wiolin) – Marzyciel Słów



         Przychodzę do wierszy Dariusza Kosmalskiego jako po trosze profanka. Przychodzę, by po zabieganym, pełnym konkretów i zdecydowanie „odmagicznionym” dniu, wspólnie z autorem zastanawiać się, jak jawę wystrychnąć na dudka. Zaczynam śledzić „ptasią” frazeologię, z przejęciem odnotowuję rude ząbkowanie rydzów, wezbrane na łąkach motyle, jaskółkę na dobranoc, zastanawiam się, dlaczego nie słychać śpiewu kwiatów, a drzewa boją się umierać. I już wiem, że mam do czynienia z Marzycielem Słów* – kimś, kto, zgodnie ze słowami Gastona Bachelarda, „dosięga człowieka nowym słowem, słowem, które nie ogranicza się do wyrażania idei lub wrażeń, ale które usiłuje zapewnić sobie przyszłość. (…) Obraz poetycki, w swej nowości, otwiera przyszłość języka”. To dlatego, czytając teksty Kosmalskiego, ma się poczucie obcowania z żywą mitologią (w przeciwieństwie do „mitologii wykrwawionej”, jak F. W. Schelling** nazywa całość będącego w użyciu systemu językowego).

         Jak na mitologię przystało, twórczość Wiolina również ma swoją Arkadię: wiejskie, sielskie (chociaż nie do końca) dzieciństwo autora, do którego można wrócić z pajdą nieba w garści, a także – mityczny czas teraźniejszy, nieraz ulotny i jakby „zdawkowy” (pory roku przechadzają się jak turystki), kiedy indziej pędzący (czas goni / nie ma dokąd uciekać) lub wlekący się w nieskończoność (zegar z moich snów od dawna nie chodzi / pewnie zbiera na buty). A przecież poeta wie, że tylko chwilą szczęścia zdoła świt przymierzyć – to ona, moment „spełnionej tęsknoty”, potrafi sprawić, że na zegarze dochodzi lato. Jednymi z najpiękniejszych liryków Wiolina są właśnie erotyki i/lub wiersze miłosne, jak np.:


bezbrzeżnie

umiesz we mnie wpłynąć
czekam tylko kiedy się
rozrzecznisz
rozmorzysz
zoceanisz

chcę być twoim źródłem


         Powyższy cytat dobrze obrazuje co najmniej dwa wymiary oryginalności dzieła poety: niezwykłe, wieloznaczne słowotwórstwo (rozmorzyć pochodzi od „morza”, ale czyż nie jest jednocześnie, konotującym [od]zyskanie przytomności, przeciwieństwem „zmożenia”?) i urzekający, wymowny liryzm. Inną cechą twórczości Dariusza Kosmalskiego jest nieprzegadanie i ujmująca prostota; powiedziałabym nawet – „ujmująca niedoskonałość”. Jakby poeta chciał nam powiedzieć, że nie boi się słabości, uciekania z dni w niedotwarzy, wie bowiem, że moment zwątpienia potrwa tylko nim czas odnajdzie stały ląd i chwila na powrót stanie się jedną z tych całowiecznych.

         Za inny ważny wyznacznik wierszy Kosmalskiego można uznać częste stosowanie metonimii, w szczególności „narzędzia lub wykonawcy czynności zamiast czynności” (np. dłoniom nie było końca; zmów mnie o ciszy). Środek ten pomaga ukonkretnić i zarazem uczłowieczyć wymowę utworów. Cytaty powyżej ukazują też jeszcze inny aspekt twórczości Wiolina – wymiar religijny. Rzuca się w oczy wytrwałe poszukiwanie przez podmiot liryczny duchowości. Dążność ta wyrasta nie z dogmatyzmu (bliższe pe-elowi jest agnostyczne przekonanie, iż nikt nie odgadnie jaki Bóg istnieje), a z przekonania, że jesteśmy


biedniejsi o każdą ciszę
spędzoną przy stole


dlatego warto


szukać światła
choćby jego blizny


         Tym, którzy nie zetknęli się jeszcze z poezją Dariusza Kosmalskiego, gorąco polecam jego wiersze, przede wszystkim – wspaniały tomik „bez reszty” autora świerszczom układającego muzykę








________________________________________________________________________________

* Gaston Bachelard, „Poetyka marzenia”;
** F. W. Schelling, „Wprowadzenie do filozofii mitologii”



piątek, 5 grudnia 2014

przyjaciel z budy


podobno ładnie pachnę.
więcej Wy,
szczerzonych zębów nie
pamiętam. niemniej
węszysz dokoła, kiedy
szukasz kości,
znajdujesz


kalekość.


środa, 3 grudnia 2014

wstań, już widmo


patrzyła, jak inni przeczekują w lustrze
swoje samobójstwa – ona chodziła tam tylko
spać. ssać. do bólu,
świata i innych stanów
niezjednoczonych w widzeniu.


wtorek, 2 grudnia 2014

Chaos i inne piętra Kai Kowalewskiej


      „Chaos i inne piętra” to debiutancki tomik wierszy Kai Kowalewskiej – z wykształcenia filologa polskiego i psychologa, wykonującej zawód recenzenta filmowego i dziennikarza internetowego. Okładka zbioru, ukazująca klimatyczne wnętrze klatki schodowej w starej kamienicy, emanując przytulnością i tajemniczością, zachęca do zagłębienia się w jej świat.

      Kluczowym dla zrozumienia „Chaosu...” wydaje się pojęcie przestrzeni: świat przedstawiony sytuuje się na przecięciu tej zewnętrznej – od-/zwiedzanej, urządzanej, oswajanej – z przestrzenią językowych odwzorowań, przekształceń i eksperymentów. Wiersze pomieszczono w rozdziałach zatytułowanych kolejno: „Parter”, „1...”, „2...” i „3 Piętro” oraz „Dach”. Kaja Kowalewska nie byłaby sobą – autorką z solidnym filologicznym zapleczem – gdyby budowy własnego domu nie zaczęła za Staffem od „dymu z komina”, rozumianego tu jako symbol międzyludzkich więzi i ciepła. Gdy w pierwszym tekście poetka oświadcza:

Popełniam kolejną zbrodnię –
czekam na Ciebie.

wyziera spomiędzy tych wersów bezbrzeżna tęsknota za bliskością i zarazem – świadomość jej niedopuszczalności, wręcz – niedorzeczności w dzisiejszym świecie, w którym wciąż, jak w wierszu „My z drugiej połowy dwudziestego wieku” pisała Małgorzata Hillar:

„dopiero późną nocą
przy szczelnie zasłoniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości”.

      Jednakże, chociaż teksty Kai Kowalewskiej przenika przejmujący wołacz tęsknoty, błędem byłoby odczytywanie ich jako li tylko wariacji o miłości”. Jest to bowiem zarazem świat pełen niezwykłych paradoksów, obdarzony oryginalną ontologią; uniwersum zogniskowane wokół przestrzeni, w której również czas zostaje – niejako wtórnie – zmaterializowany (znowu biorę // czas / żelazo / tabletki na gorączkę), braki można z siebie zdjąć, a przed spotkaniem z drugim człowiekiem konieczne okazuje się zakładanie kaftana niebezpieczeństwa. „Chaos...” jawi się jako miejsce „na opak”, gdzie wszelako występują wszystkie zdobycze i bolączki naszej cywilizacji. Mamy więc relacje podtrzymywane za pomocą mejli i tęsknotę do pliku kości; kojarzącą się z filmem Kieślowskiego odmianę przez przypadki; metaforę życia jako siłowni nie dającej peelce spokoju nawet we śnie; absurdalne, anoreksjotwórcze wymagania, jakie nasza kultura stawia przed kobietami (wyczyścić, poukładać, pozbierać, odessać); życie zorganizowane i zaplanowane do tego stopnia, że brak w nim miejsca nawet na brak; czy – last but not least – poruszające rowerowe migawki: on nie jest że-brakiem.

      Gdzieś w tym wszystkim, w turpistycznych niejednokrotnie „okolicznościach cywilizacji” (głoski z betonu, zardzewiałe podwórka, wysypiska zabawek), pojawiają się również refleksje o sztuce. Stwierdzenia w rodzaju: Będziesz jak dramat science fiction / produkcji niezniszczalnej, ukazują konieczność stworzenia nowej – poszerzonej o „aspekt cyborgiczny” – antropologii kultury, podczas gdy deklaracje takie, jak: Włóż mi język do kieszeni, wskazują na seksualne i zmysłowe uwarunkowania / źródła twórczości. I właśnie kombinacja tych dwóch wymiarów – technologicznego i sensualnego – sprawia, że, uchwycona w jednym z pierwszych wierszy pt. „nagie płótno”, niemożność artystycznego wyrazu:

Dziś tak bardzo chcę Cię pocałować,
że gryzę się we własny oddech

w ostatnim z tekstów pomieszczonych na „Dachu” przekształca się w wyzwalającą, ponowoczesną „instalację”:

kable niepokoju wyrywam z nagiego płótna






______________________________________________________________________

Cytaty kursywą pochodzą z tomu „Chaos i inne piętra”.


Kaja Kowalewska "Chaos i inne piętra", wyd. Sowello, Rzeszów 2014

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/239267/chaos-i-inne-pietra