zlizujesz łzy jak osiwiały
snem pukiel księżyca
odzierasz lęki niby dotyk
z dłoni panoptikum
biegniesz po czas pędem do studni
zastając tam ogień
który chcesz naraz obezłudnić
z dymu wróżąc drogę
do drogiego sercu kamienia
na klindze sztyletu
wbitego w śnieżnobiałe ramię
dżina drzewnych fletów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz