środa, 30 lipca 2014
*** [w taką jak dziś pogodę – nierówną, z wieloma niewiadomymi...]
w taką jak dziś pogodę – nierówną, z wieloma niewiadomymi –
pamiętam ciepło wypuszczane ustami aż parcieją lustra
nagrobne – skóry oswojonych wierzeń. w taką noc jak dziś
wszystko dzieje się na( OB)raz i pod
dobieństwo nasze – jestem
martwym dowodem w procesie (ple-)
śnienia.
niedziela, 27 lipca 2014
*** [kim jesteś...]
kim jesteś
która (po)żądasz uzasadnienia
każdej mojej myśli –
rozpadliną w czasoprzestrzeni kryształu
gdzie próbuję schować przed czasem
miniaturowe sobiewtorki z kamienia
a może jesteś mną (moją przyszłością)
w przyczajeniu ukrytego
przed ciałem serca
wiolinowe warkocze
i sekwoje chmur o pniach smukłych drabin
i prze(s)twory w słojach drzew wdeptanych w rewers nieba
ćmią się jak przekrój jabłek na ostrzach oddechu
wśpiewującego motyle w brzuchy stradivariusów
księgozbory
są wiersze które wysysają z autora szpik
hostny opłatek czystej kartki barwiąc na czerwono
są i takie co przekraczają werset ubi sunt*
ostrożnie po mostku krzyżu i miednicy
* ubi sunt – (łac.) dosł. "gdzież są"; typ wiersza, zwłaszcza średniowiecznego, rozpoczynającego się (albo z każdą strofą zaczynającą się) od słów ubi sunt albo ich odpowiedników w innych językach, którego głównym tematem jest przemijanie ludzi i rzeczy. (Władysław Kopaliński, "Słownik wyrazów obcych")
poniedziałek, 21 lipca 2014
ballada
zlizujesz łzy jak osiwiały
snem pukiel księżyca
odzierasz lęki niby dotyk
z dłoni panoptikum
biegniesz po czas pędem do studni
zastając tam ogień
który chcesz naraz obezłudnić
z dymu wróżąc drogę
do drogiego sercu kamienia
na klindze sztyletu
wbitego w śnieżnobiałe ramię
dżina drzewnych fletów
sobota, 19 lipca 2014
ostatnie kłusowanie
odchodzisz od kości jak od wiary
ciało Chytrusa
przepis na cane's ball*:
prze-łknąć
świadomość myślącego łyka
Cię Ci wy u bóstwa
w ciele nie
* cane's ball - bal trzciny
środa, 16 lipca 2014
punctuation*
z wyjątkiem wyjątku z czyjejś mimowolnej autobiografii
przeczytanej w codziennej gazecie
nie posiada wspomnień, które by krzyczały
de te fabula narratur**
podróżuje w czaszy. teleskop tele-
aportuje ją do ciała, o którym wie,
że jest martwe, bo daje się
wskrzeszać. bez
związku i z. bez końca i z
końcem zanurzonym
w czasie największych przelustrzeń
powierzchni złudnej
księżyc zakłada jej aureolę,
lornetka – kajdanki
* punctuation (ang.) – interpunkcja LUB przerwanie
** de te fabula narratur (łac.) – o tobie mówi bajka
sobota, 12 lipca 2014
lironia losu
w wieku dziewiętnastu lat wymyśliłam
odczytane z fus(e')ów*
środa, 9 lipca 2014
terra quaeranda*
jesteśmy ziarnkami piasku
pod powieką czasu; klepsydrą
oślepioną perłowością ścianek
którymi obrosła, gdy małże-
ństwo puściło w ruch zegar
powrotny – szwajcarską
pozytywkę rosyjskiej ruletki. jesteśmy
pełną
przypadkowych trupów szafą
przegrywającą nas
turcje na papier performancowy,
wyskakujący dysk
księżyca – i tylko ta, na której
spoczywaliśmy
po urodzeniu, pozostaje
żywa.
* (łac.)
ziemia poszukiwana (dosł.:
godna szukania)
Etykiety:
dysk,
klepsydra,
księżyc,
małże(ństwo),
nasturcje,
papier performancowy,
perła,
piasek,
pozytywka,
rosyjska ruletka,
szafa,
śmierć,
Turcja,
wiersze,
zegar
Moja historia
„Moja historia nie jest nietypowa. Choć, jeśli się zastanowić, trzeba ją uznać za wręcz niewiarygodną z jednego jedynego powodu: że się wydarzyła. Chcę powiedzieć przez to ni mniej, ni więcej, że wszystko wskazywało, iż przytrafi się ona raczej komukolwiek innemu niż mnie.
Ale zacznijmy od początku. Byłem od zawsze samotnikiem, wyśmiewającym się z wszelkiego rodzaju relacji międzyludzkich. Nic w tym dziwnego: ojca zapamiętałem jako bardzo ponurego człowieka, matka zaś obdarzyła mnie w dzieciństwie taką dozą ciepła, że, wydawało się, wystarczy mi to na całe życie; jednocześnie była osobą na tyle nieciekawą, można by wręcz powiedzieć – szarą, że jej obraz nie budził we mnie chęci kontaktu z płcią przeciwną. Prawdę mówiąc, kobiety denerwowały mnie, zwłaszcza gdy były zbyt dumne. Z tego powodu szybko nauczyłem się je wykorzystywać i jeszcze szybciej porzucać, czym okazałem się godny rodzicielskiego nazwiska: Dark*. Nie wyobrażałem sobie, bym kiedykolwiek mógł się zakochać.
Od kolegów również trzymałem się na dystans, nasze kontakty były poprawne, ale nic poza tym. Wiedziałem jednak, że jestem szanowany za swoje dobre oceny i, nade wszystko, opinię playboya, czego nie wahałem się wykorzystywać. Gdy wpadło mi w oko jakieś trofeum, musiałem je mieć, a inni potulnie oddawali swoje gadżety. Kiedy więc w połowie letniego semestru zjawił się w naszym college'u nowy student, z miejsca wziąłem za cel jego piękne, bardzo ciemne okulary. W tym celu, zlustrowawszy mało przystojny wygląd przybysza, zacząłem z niego drwić, że na pewno nigdy jeszcze nie spał z kobietą. Odpowiedział spokojnie, że nie, ale ma na to czas. Wówczas wyzwałem go na swego rodzaju pojedynek: obaj mieliśmy jednocześnie zabiegać o względy wybranej przez niego dziewczyny; jeśli ta skłoni się ku niemu, będę mu winien dowolną przysługę, jeśli do mnie – nowy odda mi okulary.
Gdy okazało się, że kobietą, o którą mamy konkurować, jest Łucja, mimowolny uśmiech wyższości przebiegł mi przez twarz. Ł. była jedna z najpiękniejszych dziewcząt w szkole; co więcej, wiedziałem z pewnego źródła, że się jej podobam. Kilka tygodni później, kiedy zagadnąłem Satina – bo tak się nazywał nowy – w jaki sposób nawiązał z nią pierwszą rozmowę, odparł, że podszedł i zapytał, czy wie może o czymś, co ja, Dark, umiałbym robić po mistrzowsku. Odparła bez wahania, że zmyślać.
Tak się rozpoczął ich związek, a ja więcej się do niego nie wtrącałem. Chciałem się z początku odegrać za straconą szansę na zdobycie okularów, jednak wkrótce moje myśli poszły innym torem. Satin poprosił, żebym w ramach obiecanej przysługi opisał jego historię. Odpowiedziałem, że nie znam jej przecież dokładnie, zatem nie mogę opowiedzieć. Zmyślaj więc – odparł z ciepłym uśmiechem.
Od tego momentu na pozór wszystko było w porządku: przychodziłem do college'u, zamieniałem parę zdań z Satinem, później absorbowały nas bez reszty przygotowania do egzaminów; po zajęciach mój nowy kumpel biegł do Łucji. A przecież wtedy właśnie się to rozpoczęło: zacząłem mieć poczucie, jakbym mógł wyobrazić sobie, a później też widzieć i słyszeć, obecność i zachowanie tych dwojga oczami Satina. Widziałem kredowo białą skórę Łucji, zagłębienia w jej policzkach, słyszałem pełen dziwnego wyciszenia i wyczekiwania śmiech. Wizje te wzmacniały się aż do kulminacji, którą było poczucie, że potrafię kierować zachowaniem Satina. Wszystko to razem mocno mnie zaniepokoiło i, nie mając odwagi zwierzyć się znajomemu, zacząłem na własną rękę szukać informacji o podobnych przypadkach. W gazecie „Telepathy today”** znalazłem opis bardzo rzadkiej przypadłości, nazwanej „syjamskie dusze”. Oto w pełni heteroseksualny chłopak, który nie wykazywał dotąd żadnych skłonności paranormalnych ani empatycznych – przeciwnie, był postrzegany jako skrajny odludek i gbur o oczach zamkniętych na „wewnętrzne wymiary” – odkrywa ze zdumieniem, że jest „zrośnięty duszą” ze świeżo poznanym znajomym. Kiedy się wystarczająco skoncentruje, potrafi wyobrazić sobie, kontrolować i poczuć zmysłami szczegóły osobistego życia tamtego, nawet – smak ust jego dziewczyny... Wszystko się zgadzało. Poruszony, siedziałem nieruchomo do późna, aż zrobiło się ciemno. Mimo to, postanowiłem nie puszczać pary z ust. Wszyscy wtedy u nas zaczytywali się w konkurencyjnym piśmie „Empathy through discretion”***.
Tak właśnie, na zmianę przy fantazjach i small talks****, mijał mi czas. Nieraz dzwonił Satin, żeby zapytać o lekcje i jak mi idzie opowieść. Po trochu idzie – mówiłem, choć nie było w tym grama prawdy – nie potrafiłem tego opisać. Aż w końcu, dzisiejszego popołudnia, wizje stały się szczególnie wyraziste. Czułem zapach potu na delikatnym karku Łucji, ciepło jej ciała, gdy przylgnęła do mnie krągłymi pośladkami, by zaraz potem zalotnie i ze śmiechem mi się wymknąć. Powiedz... – zaczęła, po czym zawahała się chwilę i ciągnęła dalej ze skupioną twarzą – dlaczego przyjąłeś wtedy ten zakład Darka? – Tak naprawdę – odpowiedziałem, czując chęć zranienia jej za niedowierzanie – nie chciałem stracić okularów. Są przecież bardzo piękne. – Tylko dlatego? – zapytała. Wyglądała na rozmodloną, okolona aureolą jasnych włosów w promieniach czerwcowego słońca. – Oczywiście – przytaknąłem niedbale.
To ostatnie słowa, które pamiętam”.
– Tę opowieść, zatytułowaną „Moja historia”, znaleźliśmy spisaną ręcznie w szufladzie biurka Darka. Zdiagnozowano u niego osobowość wieloraką. A okulary Satina zniknęły – rzucił znacząco May, zastępca inspektora i zadzwonił. Po chwili weszło dwóch strażników, wiodąc ze sobą Darka.
Gdy ten usiadł, odezwał się inspektor Innerscent:
– Mamy dowody, że interesował się pan dziewczyną zmarłego. Czy przyznaje pan, że zabił swojego znajomego, Edwarda Satina?
– Nie ja go zabiłem.
– A kto, pana zdaniem, to zrobił?
– Zabiło go światło.
* Dark (ang.) – mroczny
** „Telepathy today” (ang.) – „Telepatia dzisiaj”
*** „Empathy through discretion” (ang.) – „Empatia poprzez dyskrecję”
**** small talks (ang.) – rozmowy o niczym
czwartek, 3 lipca 2014
*** (los który wyciągnęłam z nauki...)
los który wyciągnęłam z nauki
poszukiwań wiatru w polu
pozwolił mi stać się czeladniczką
kowala swojego losu – pojęcia
ukutego zapewne
w samym jądrze ciemności
środa, 2 lipca 2014
clock-stretched
still-born old woman,
I'm lasting still
backwards. singing my baby blues
in your Eustachian tube,
I'm feeling a need to stamp
on the layers
of the vain and the veins
of silence.
I'm yearning to wander
to won Wonderland,
because the mirror is the only
ac(c)u(ra)te unfolding
of the hands of time.
Etykiety:
baby blues,
czas,
in English,
Kraina Czarów / Wonderland,
lustro,
milczenie,
trąbka Eustachiusza,
wiersze,
wskazówka,
zegar,
złoto,
żyły
Subskrybuj:
Posty (Atom)