i że nikt mnie nie ochroni przed ale
-lują chwilowych ze-zmartwieńwstąpień
na schody do nieba, nad tęczę, której
będę chciała zaplatać musujące warkocze
deszczem niesionym przez tropikalny moon/sun, w zjawieniu
i rozproszeniu pociągniętych sepią slide'ów
w ciemność i pleśń,
i pieśń, i pieść – podśpiewuje niemądra
echolalka, z(a)bierając
mu
szelki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz