niedziela, 9 października 2016

tysiąc i jedna (1-3)


1.
Są dni jak czerwona wyrwa w bruku ulicznym, i to był jeden z nich. Dni jak dżin unoszący się ponad czasem, kiedy wszystko wydaje się cytatem, kiedy każdy cytat wydaje się prawdziwszy od rzeczywistości. Kiedy jestem głodna cytatów, i żaden cytat nie zaspokoi mojego głodu. Dlatego chcę je z siebie wydrzeć, na głodzie złożyć w kolejny kawałek papieru. Ale one już są w innej opowieści, patrzą na nie inne białka innych oczu.


2. (mandala)


Mam taki sen, że nie jestem u siebie. Włamuję się do nieswoich mieszkań, aby w nich spać. Kiedy budzę się rano, jestem już zwykle w innym mieszkaniu, znowu nie u siebie.
W dzień jestem ślimakiem. Muszę naczytać się życia, żeby w ogóle pamiętać je żyć. Noszę na plecach spiralę i śmierć. Noszę na plecach połyskliwy powrót, każdej nocy w inne miejsce. To świat się przekręcił, kiedy żyłam na pamięć. Nie obchodzę pogrzebów, obchodzę potrzeby (zwłaszcza - swoje własne). Zamykam je co dzień w innym bagażniku obcej jawy, z rurą wydechową skierowaną do środka czasu.


3.
Ani linearność, ani kłącze światła. Musi być oświetlenie ukazujące barwę twoich oczu, gdy odjąć od oczu binokle. Musi być ciemność powijająca przesmyki księżycia. Nie kompozycja, a dekompozycja. Nie patrzenie, a opatrywanie. To, co się zacznie, nigdy się nie skończyło.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz